Szukaj na tym blogu

środa, 31 stycznia 2018

Styczeń miesiącem rosyjskiej i radzieckiej fantastyki

...czyli przeczytane w styczniu.
Mam taką cichą nadzieję, że tym wpisem rozpocznę na nowo regularne blogowanie, bo wiecie, od niepisania palce rdzewieją, mózg rdzewieje...

A zatem w styczniu przeczytano:
1. Wiera Kamsza: Odblaski Eterny - Zmierzch
2. Wiera Kamsza: Odblaski Eterny - Północ

Obie te książki potraktuję jako jedność, ponieważ stanowią kolejne części cyklu "Odblaski Eterny", który z całej duszy polecam wszystkim miłośnikom pisanej naprawdę z rozmachem fantastyki. Niestety, z cyklem jest ten problem, że tylko dwie pierwsze części wyszły na papierze, cala reszta dostępna jest wyłącznie w internecie, w fanowskim tłumaczeniu. (Jakby ktoś był zainteresowany, niech uderza na forum  i zaczepia Allę.) Niemniej warto. Te dwie pierwsze części znalazłam w taniej księgarni po 5 zł sztuka, jeśli się na nie natkniecie, nie wahajcie się!
Cykl liczy sobie obecnie 11 części, ostatnia wciąż w tłumaczeniu. Autorka natomiast próbuje udawać, że części jest tylko pięć, wobec czego tomy od trzeciego wzwyż dzielą się na podczęści i podtomy, jest to skomplikowane, ale za pomocą tego bloga można ogarnąć. 
No dobra, ale o czym to jest? 
Rzecz dzieje się na planecie zwanej Kertianą, dla której zbliża się właśnie... koniec świata. Co czterysta lat planeta przechodzi okres tak zwanego Przełomu, charakteryzujący się katastrofami, klęskami żywiołowymi, wojnami i ogólnym zamieszaniem. Tak jest i teraz. Śledzimy losy tajemniczego Roke Alvy, jego młodego giermka Dickona Ockdella, księcia Aldo Rakana, który próbuje odzyskać tron utracony przez jego ród podczas poprzedniego Przełomu, jego przyjaciela Robera Epineixa, pięknej Marianny, Luizy, której mąż stał się upiorem... W ludzkie losy często mieszają się siły nadprzyrodzone, świat Kertiany pełen jest starych, zapomnianych mocy. Nie przywiązujcie się zanadto do bohaterów, bo autorka, niczym G.R.R. Martin, potrafi znienacka uśmiercić nawet tych najbardziej lubianych. 
To, co mi się szczególnie podobało, to kreacja świata przedstawionego. "Fantasy" kojarzy się zazwyczaj z umownym średniowieczem; tu mamy raczej czasy Trzech Muszkieterów. Poza tym świat jest bogaty, barwny, pełen szczegółów. Autorka równie dobrze radzi sobie ze snuciem intrygi miłosnej, jak z politycznymi grami czy opisami bitew (tak, w każdym tomie jest co najmniej jedna bitwa). Akurat to ostatnie nie jest tym, co Kury lubią najbardziej, ale i tak byłam pod wrażeniem rozmachu i fachowości. 
Tak więc "Odblaski Eterny" polecam z całego serca i mam nadzieję, że któreś wydawnictwo zechce dokończyć to, co porzuciło Dolnośląskie. 
(Oraz przy okazji porządniej zredaguje drugi tom, bo jest zrobiony totalnie na odwalsie.)

3. Dziwna planeta. Antologia radzieckiej fantastyki.

Radziecka fantastyka "złotego okresu", tj. lat 50. i 60. Czytało mi się to bardzo nostalgicznie, podobne rzeczy czytywałam jeszcze za dzieciaka. Opowiadania zawarte w tomiku mają ten charakterystyczny "jasny" klimat, gloryfikują pracę, naukę, doskonalenie się, także poświęcenie dla dobra ogółu. Pełne są dzielnych naukowców, inżynierów, kosmonautów, z podniesionym czołem zdobywających najdalsze zakątki Wszechświata. W świecie przyszłości nie ma pijaków, przestępców, ludzi złamanych życiem ani nawet złej woli; wszyscy zgodnie współpracują dla dobra społeczeństwa.  Jest to na swój sposób urocze i odprężające. Domyślam się, że ten pozytywny klimat opowieści nie wziął się z powietrza, a raczej z mniej lub bardziej dyskretnych nacisków, żeby Związek Radziecki przedstawiać tylko w dobrym świetle; akcja jedynego opowiadania o ponurym i mrocznym wydźwięku dzieje się w Stanach. Mimo wszystko wtrętów ideologicznych praktycznie nie ma, zdarzają się nawet nutki kpiny w rodzaju "człowiek potrafi polecieć na Marsa, ale nie potrafi wybudować porządnych dróg na Ukrainie". Polecam, Kura. 

4. Czarna msza. Almanach rosyjskiej fantastyki, tom 2
(Gdzieś miałam tom 1 pt. "Mroczny bies", ale nie mam pojęcia, gdzie go podziałam. Możliwe, że pojechał do spalonej biblioteki w Cieszynie.)

Pierwsze opowiadanie, "Niańka" jest... fanfikiem do Wiedźmina. Nie wiem, jak to w Rosji funkcjonuje i jakie jest ich podejście do praw autorskich, ale wiedźmińskie fanfiki cieszą się tam sporą popularnością i oficjalnie wychodzą w książkach. 
Tu poznajemy Geralta nie z Rivii a z Wielkiego Kijowa, który zabija nie potwory, a... zbuntowane maszyny. Tak, ciekawie jest spojrzeć na wiedźmina, którego podstawowymi narzędziami pracy nie są srebrne miecze, a laptop (bo trzeba mieć cały czas dostęp do informacji) i pistolet. Geralt dostaje zadanie: ma wyszkolić młodą orczycę, która bardzo chce zostać wiedźminką. Nie podoba mu się to zadanie, ale zapłata jest nie do pogardzenia, a i sam Wesemir nakazuje mu zająć się sprawą niezwłocznie. Cóż więc począć, Geralt zostaje niańką...

"Dynks Billy'ego". Przy tym opowiadaniu aż piszczałam, obserwując, jak autor stopniowo odsłania przed czytelnikami kolejne warstwy świata przedstawionego. I choć trochę irytowali mnie bohaterowie, a w szczególności język jakiego używali, to całość zrobiła na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Lubię tak poprowadzone historie. Celowo nie piszę nic o fabule, bo właśnie cała przyjemność polega na odkrywaniu jej coraz większego skomplikowania. 

"Płomień Eterny". Cóż, sięgnęłam po ten tom właśnie ze względu na to opowiadanie, które jest uzupełnieniem cyklu "Odblaski Eterny". Przedstawia jedną z najbardziej znanych legend Kertiany, niejednokrotnie wspominaną w powieści, "jak to naprawdę było". Szczerze mówiąc, trudno mi ocenić to opowiadanie, bo czytałam je znając już cykl i nie mam pojęcia, jak bardzo byłoby zrozumiałe dla kogoś, kto go nie zna. Dla mnie było to przede wszystkim spojrzenie z drugiej strony na już znaną wcześniej historię, ale myślę, że jako odrębny tekst też się sprawdza. 

"Czarna msza  Arkanaru". Zmarnowany potencjał. Mniej więcej jedna trzecia opowiadania ma jakąś fabułę, reszta - to wyłożenie zasad funkcjonowania świata przedstawionego w rozmowie między dwoma bohaterami. Założenia są ciekawe, czemu nie, ale wolałabym opowieść niż wykład.

Tom kończy się dwoma tekstami publicystycznymi będącymi polemiką na temat pewnego opowiadania (niezamieszczonego w antologii). W skrócie: jeden autor uważa, że przyznanie mu prestiżowej nagrody to koniec świata i znak ostatecznego upadku rosyjskiej fantastyki, a drugi, że wcale nie. Trudno o tym wyrokować bez znajomości tego opowiadania, dlatego trochę mnie dziwi wybór akurat tych tekstów do antologii.