O
filmie Sekielskich w sumie już wiele osób wszystko powiedziało; ja
mam tylko taki odprysk refleksji wywołany wypowiedzią ojca Leona
Knabita, który też skomentował go na fejsie (tl;dr: gwałciło
może 3%, dlaczego nie mówi się o tych 97% porządnych? A w ogóle
to inni też gwałcą). Znalazło się tam zdanie takie:
Ten
film trzeba pokazać wszystkim kandydatom do stanu duchownego.
"Popatrz na starego księdza, któremu w młodości ‘jakoś
tak wyszło’. Może wyspowiadał się, pokutę odprawił, nawet
zapomniał i żył przez parędziesiąt lat cnotliwie. A jednak
przyszedł czas na pytanie uosobione w dawnej ofierze: Dlaczego to
zrobiłeś? I bezradność staruszka: To co ja teraz mam robić? Oby
się zreflektowali i by się na nich zło skończyło…"
Powtórzę:
„Może
wyspowiadał się, pokutę odprawił, nawet zapomniał i żył przez
parędziesiąt lat cnotliwie.”
Rany,
jak to dobrze obrazuje pewien
charakterystyczny
sposób myślenia. Właśnie,
powiedziałabym, księżowski, ale nie tylko przecież. Jest on
typowy również dla różnych kościelnych
grup
formacyjnych typu
np. oaza (been
there, done that). W skrócie: liczę się JA i MOJA droga do
doskonałości, do nieba. Na tej drodze czyhają pokusy, które mają
MNIE zwieść i sprowadzić na manowce. Było
to już doskonale widoczne przy tamtej słynnej wypowiedzi o
„dzieciach, które lgną i drugiego człowieka wciągają” –
dziecko
postrzegane nie jako skrzywdzony człowiek, ale właśnie jako
czyhająca pokusa, która
tak naprawdę robi krzywdę MNIE.
A skoro usuwamy z pola widzenia krzywdę innych, to cała sprawa
staje się wyłącznie MOIM indywidualnym grzechem, który ma skutki
jedynie DLA MNIE – zagradza MI drogę do nieba. Ale wystarczy, że
się wyspowiadam, odprawię pokutę, zadośćuczynię Bogu (i
bliźniemu, dopowiadają co prawda warunki dobrej spowiedzi, ale kto
by myślał o jakichś anonimowych dzieciach, jeszcze sprzed wielu
lat, c’nie?) i dalej będę żyć cnotliwie (do następnego razu),
żeby wymazać wszystko z rejestru i mieć znowu czyste konto. Można
zapomnieć.
Ta
litościwa wypowiedź o „staruszku”, któremu w życiu „jakoś
tak wyszło” zapewne stanowi nawiązanie do sceny konfrontacji
księdza-gwałciciela z panią Anną. Transkrypcję
tej sceny wzięłam stąd:
(...)
KSIĄDZ:
(przerywa) Zaraz przepraszam
Na chwilkę tylko do łazienki
pójdę
PANI
ANNA: Dobrze, dobrze
(pod
jego nieobecność) "Tak , masturbował się moimi rękami"
(płacz)
KSIĄDZ:
(po powrocie): Moje zachowanie nie jest graniem jakiejś roli w tej
chwili tylko… często odprawiam msze święte bo to.. nie ma
przecież intencji naprzeciwko do tego… za te osoby, które
skrzywdziłem. Często odprawiam msze święte. Ja nie mówię, że
zapłatą za to jakąś przecież… żałuję strasznie tego i jak
byłem w szpitalu w Krakowie to wtedy dokonało się jak na spowiedzi
mówię, moje nawrócenie, i od tamtego czasu to już.. to już nigdy
nie dotknąłem już żadnej… ale to mnie nie usprawiedliwia.
Bardzo różnie było, to był taki okres jakiegoś… ja wiem no…
że to diabeł swoje żniwo gdzieś zebrał.
PANI
ANNA: A wie ksiądz jakim kosztem?
KSIĄDZ:
Proszę?
PANI
ANNA: Wie ksiądz jakim kosztem dla mnie diabeł to zebrał to żniwo?
(cisza)
PANI
ANNA: Wie ksiądz, że ja do tej pory mam koszmary? Wie ksiądz, że
ja nie śpię w nocy?
PANI
ANNA: Tak naprawdę nikomu proszę księdza o tym nie powiedziałam.
Cały czas jest to we mnie.
(cisza)
(...)
Widać
bardzo wyraźnie, że ksiądz chyba po raz pierwszy w życiu został
zmuszony do uświadomienia sobie, że to nie był tylko JEGO grzech,
ale realna krzywda, wyrządzona drugiej osobie, a skutki tej krzywdy
trwają do dziś. Pierwszy raz musiał pomyśleć o czymś innym niż
troska o SWOJĄ duszę. Nie wie, co zrobić, milczy. Może też
uważał, że „przecież się wyspowiadałem, wszystko mi
wybaczono, sprawa
zamknięta”.
Owszem, odprawia msze za swoje ofiary, ale jak widać, nie poczynił
nigdy żadnych starań, żeby do tych ofiar dotrzeć i przynajmniej
osobiście przeprosić, poprosić o wybaczenie, wykonać choćby ten
symboliczny gest. Charakterystyczne
jest też zwalanie odpowiedzialności na diabła – byle tylko nie
przyznać, że to JA byłem w tej sytuacji diabłem i ode mnie wyszło
zło.
I
owszem, atmosfera teraz jest taka, że słowo „ksiądz” budzi
automatyczne podejrzenia... i wielu niewinnych będzie obrywało za
cudze grzechy. Jasne. Tylko za tę sytuację niech dziękują nie
Sekielskim, nie zuuuuym mediom, nie lewakom, ateistom i komu tam
jeszcze, tylko własnym biskupom, którzy
stworzyli sprawną machinę wyciszania, zamiatania pod dywan i
zacierania śladów, w imię źle pojętego „dobra Kościoła”.
Niestety, szambo ma to do siebie, że nieopróżniane w końcu wybije
i obryzga wszystkich po równo. Niech podziękują Janowi Pawłowi
II, który dał dobry przykład, do końca kryjąc pedofila
Degollado, mimo że – jak ujawnił ostatnio papież Franciszek –
wiedział o wszystkich jego przestępstwach i miał na to
dokumentację.
(A
jednocześnie Benedykt
i Franciszek, którzy mieli pełną wiedzę o sprawie i aktywnym
tuszowaniu jej przez JPII, nie mieli oporów, by wynieść go na
ołtarze, więc co tu się...)
Co
do samego filmu – jest ciężki w odbiorze, ale nie szokujący, w
sensie takim, że... nie przekazuje nic nowego. O pedofilii w
Kościele mówiono od dawna, o mechanizmach ukrywania jej i unikania
odpowiedzialności – również. Episkopat może sobie być
wstrząśnięty i zmieszany (albo i nie, patrz Głódź), ale na
litość boską, nikt mi nie wmówi, że nie wiedzieli, ktoś
przecież musiał podejmować te administracyjne decyzje o
przenoszeniu księży do innych parafii (a w najbardziej kłopotliwych
wypadkach za granicę – na Ukrainę, na Litwę...). Pewnie,
nadużycia, wykorzystywanie, molestowanie zdarzają się wszędzie,
gdzie jest jakaś relacja władzy, ale to
właśnie jest to, co odróżnia Kościół od innych instytucji, w
których „też gwałcą” – jeśli zgwałci nauczyciel, to
kuratorium nie zastanawia się nad przeniesieniem go do innej szkoły,
gdzie może akurat będzie zachowywał się porządnie. Nie
słychać też było, żeby polscy dyrygenci stanęli murem za
Krollopem ani by ktoś załatwił mu spokojną emeryturę w
jakimś zaciszu.
No właśnie, ciekawe dlaczego Episkopat jest wstrząśnięty i zmieszany dopiero teraz... Raptem dwa miesiące temu sami przedstawili raport o pedofilii, który z niezmąconym spokojem komentowali w swoim starym dobrym stylu „o co chodzi, przecież mamy tu mnóstwo dokumentów, inni też gwałcą, a w ogóle to spisek”. (Pamiętny komentarz Hołowni, że nie trzeba innego dowodu na inteligentne życie na innych planetach, bo biskupi niewątpliwie są inteligentni, niewątpliwie żyją i niewątpliwie na innej planecie).
Cóż,
może teraz przynajmniej Kościół zacznie traktować takie sprawy
poważniej... na dobry początek na przykład nie dopuszczając do
pracy z młodzieżą tych, którzy mają sądowy zakaz kontaktów z
nią.
Wracając
jeszcze na chwilę do początku: argument o 3% (w wersji: tylko 3%
skazanych pedofilów, siedzących w więzieniach, to księża)
słyszałam gdzieś ostatnio na jakimś kazaniu. Możliwe, że tak
jest, pytanie tylko, czy wynika to z faktu, że naprawdę liczba
pedofili wśród
księży jest
znikoma,
czy też raczej z tego, że tak mało spraw jest zgłaszanych i toczy
się w nich prawdziwe, policyjne śledztwo, a nie tylko wewnętrzne,
kanoniczne. Ot, pierwszy przykład z brzegu: nigdy nie wszczęto
sprawy przeciw Paetzowi (tak, on nie był pedofilem, molestował
dorosłych, ale nadal – był przestępcą seksualnym). Ile spraw
takich Paetzów nigdy nie wypłynęło poza mury kurii?
Gdzieś
kiedyś (hm, w „Monsignore Kichote” Greene’a?) czytałam takie
zdanie (cytuję z pamięci): „Wiara jest jak wino, a Kościół jak
butelka, która je przechowuje. Niestety wielu księży się myli i
zamiast nalać wina, próbuje wepchnąć ludziom butelkę do gardła”.
Dzisiaj butelka okazała się tulipanem... Co
się stanie z winem?