Szukaj na tym blogu

środa, 15 maja 2019

Tylko nie mów nikomu


O filmie Sekielskich w sumie już wiele osób wszystko powiedziało; ja mam tylko taki odprysk refleksji wywołany wypowiedzią ojca Leona Knabita, który też skomentował go na fejsie (tl;dr: gwałciło może 3%, dlaczego nie mówi się o tych 97% porządnych? A w ogóle to inni też gwałcą). Znalazło się tam zdanie takie:

Ten film trzeba pokazać wszystkim kandydatom do stanu duchownego. "Popatrz na starego księdza, któremu w młodości ‘jakoś tak wyszło’. Może wyspowiadał się, pokutę odprawił, nawet zapomniał i żył przez parędziesiąt lat cnotliwie. A jednak przyszedł czas na pytanie uosobione w dawnej ofierze: Dlaczego to zrobiłeś? I bezradność staruszka: To co ja teraz mam robić? Oby się zreflektowali i by się na nich zło skończyło…"

Powtórzę: „Może wyspowiadał się, pokutę odprawił, nawet zapomniał i żył przez parędziesiąt lat cnotliwie.”

Rany, jak to dobrze obrazuje pewien charakterystyczny sposób myślenia. Właśnie, powiedziałabym, księżowski, ale nie tylko przecież. Jest on typowy również dla różnych kościelnych grup formacyjnych typu np. oaza (been there, done that). W skrócie: liczę się JA i MOJA droga do doskonałości, do nieba. Na tej drodze czyhają pokusy, które mają MNIE zwieść i sprowadzić na manowce. Było to już doskonale widoczne przy tamtej słynnej wypowiedzi o „dzieciach, które lgną i drugiego człowieka wciągają” – dziecko postrzegane nie jako skrzywdzony człowiek, ale właśnie jako czyhająca pokusa, która tak naprawdę robi krzywdę MNIE. A skoro usuwamy z pola widzenia krzywdę innych, to cała sprawa staje się wyłącznie MOIM indywidualnym grzechem, który ma skutki jedynie DLA MNIE – zagradza MI drogę do nieba. Ale wystarczy, że się wyspowiadam, odprawię pokutę, zadośćuczynię Bogu (i bliźniemu, dopowiadają co prawda warunki dobrej spowiedzi, ale kto by myślał o jakichś anonimowych dzieciach, jeszcze sprzed wielu lat, c’nie?) i dalej będę żyć cnotliwie (do następnego razu), żeby wymazać wszystko z rejestru i mieć znowu czyste konto. Można zapomnieć.

Ta litościwa wypowiedź o „staruszku”, któremu w życiu „jakoś tak wyszło” zapewne stanowi nawiązanie do sceny konfrontacji księdza-gwałciciela z panią Anną. Transkrypcję tej sceny wzięłam stąd:

(...)
KSIĄDZ: (przerywa) Zaraz przepraszam 

Na chwilkę tylko do łazienki pójdę
PANI ANNA: Dobrze, dobrze
(pod jego nieobecność) "Tak , masturbował się moimi rękami" (płacz)
KSIĄDZ: (po powrocie): Moje zachowanie nie jest graniem jakiejś roli w tej chwili tylko… często odprawiam msze święte bo to.. nie ma przecież intencji naprzeciwko do tego… za te osoby, które skrzywdziłem. Często odprawiam msze święte. Ja nie mówię, że zapłatą za to jakąś przecież… żałuję strasznie tego i jak byłem w szpitalu w Krakowie to wtedy dokonało się jak na spowiedzi mówię, moje nawrócenie, i od tamtego czasu to już.. to już nigdy nie dotknąłem już żadnej… ale to mnie nie usprawiedliwia. Bardzo różnie było, to był taki okres jakiegoś… ja wiem no… że to diabeł swoje żniwo gdzieś zebrał.
PANI ANNA: A wie ksiądz jakim kosztem?
KSIĄDZ: Proszę?
PANI ANNA: Wie ksiądz jakim kosztem dla mnie diabeł to zebrał to żniwo?
(cisza)
PANI ANNA: Wie ksiądz, że ja do tej pory mam koszmary? Wie ksiądz, że ja nie śpię w nocy?
PANI ANNA: Tak naprawdę nikomu proszę księdza o tym nie powiedziałam. Cały czas jest to we mnie.
(cisza)
(...)

Widać bardzo wyraźnie, że ksiądz chyba po raz pierwszy w życiu został zmuszony do uświadomienia sobie, że to nie był tylko JEGO grzech, ale realna krzywda, wyrządzona drugiej osobie, a skutki tej krzywdy trwają do dziś. Pierwszy raz musiał pomyśleć o czymś innym niż troska o SWOJĄ duszę. Nie wie, co zrobić, milczy. Może też uważał, że „przecież się wyspowiadałem, wszystko mi wybaczono, sprawa zamknięta”. Owszem, odprawia msze za swoje ofiary, ale jak widać, nie poczynił nigdy żadnych starań, żeby do tych ofiar dotrzeć i przynajmniej osobiście przeprosić, poprosić o wybaczenie, wykonać choćby ten symboliczny gest. Charakterystyczne jest też zwalanie odpowiedzialności na diabła – byle tylko nie przyznać, że to JA byłem w tej sytuacji diabłem i ode mnie wyszło zło.

I owszem, atmosfera teraz jest taka, że słowo „ksiądz” budzi automatyczne podejrzenia... i wielu niewinnych będzie obrywało za cudze grzechy. Jasne. Tylko za tę sytuację niech dziękują nie Sekielskim, nie zuuuuym mediom, nie lewakom, ateistom i komu tam jeszcze, tylko własnym biskupom, którzy stworzyli sprawną machinę wyciszania, zamiatania pod dywan i zacierania śladów, w imię źle pojętego „dobra Kościoła”. Niestety, szambo ma to do siebie, że nieopróżniane w końcu wybije i obryzga wszystkich po równo. Niech podziękują Janowi Pawłowi II, który dał dobry przykład, do końca kryjąc pedofila Degollado, mimo że – jak ujawnił ostatnio papież Franciszek – wiedział o wszystkich jego przestępstwach i miał na to dokumentację.
(A jednocześnie Benedykt i Franciszek, którzy mieli pełną wiedzę o sprawie i aktywnym tuszowaniu jej przez JPII, nie mieli oporów, by wynieść go na ołtarze, więc co tu się...)

Co do samego filmu – jest ciężki w odbiorze, ale nie szokujący, w sensie takim, że... nie przekazuje nic nowego. O pedofilii w Kościele mówiono od dawna, o mechanizmach ukrywania jej i unikania odpowiedzialności – również. Episkopat może sobie być wstrząśnięty i zmieszany (albo i nie, patrz Głódź), ale na litość boską, nikt mi nie wmówi, że nie wiedzieli, ktoś przecież musiał podejmować te administracyjne decyzje o przenoszeniu księży do innych parafii (a w najbardziej kłopotliwych wypadkach za granicę – na Ukrainę, na Litwę...). Pewnie, nadużycia, wykorzystywanie, molestowanie zdarzają się wszędzie, gdzie jest jakaś relacja władzy, ale to właśnie jest to, co odróżnia Kościół od innych instytucji, w których „też gwałcą” – jeśli zgwałci nauczyciel, to kuratorium nie zastanawia się nad przeniesieniem go do innej szkoły, gdzie może akurat będzie zachowywał się porządnie. Nie słychać też było, żeby polscy dyrygenci stanęli murem za Krollopem ani by ktoś załatwił mu spokojną emeryturę w jakimś zaciszu.

No właśnie, ciekawe dlaczego Episkopat jest wstrząśnięty i zmieszany dopiero teraz... Raptem dwa miesiące temu sami przedstawili raport o pedofilii, który z niezmąconym spokojem komentowali w swoim starym dobrym stylu „o co chodzi, przecież mamy tu mnóstwo dokumentów, inni też gwałcą, a w ogóle to spisek”. (Pamiętny komentarz Hołowni, że nie trzeba innego dowodu na inteligentne życie na innych planetach, bo biskupi niewątpliwie są inteligentni, niewątpliwie żyją i niewątpliwie na innej planecie).
Cóż, może teraz przynajmniej Kościół zacznie traktować takie sprawy poważniej... na dobry początek na przykład nie dopuszczając do pracy z młodzieżą tych, którzy mają sądowy zakaz kontaktów z nią.

Wracając jeszcze na chwilę do początku: argument o 3% (w wersji: tylko 3% skazanych pedofilów, siedzących w więzieniach, to księża) słyszałam gdzieś ostatnio na jakimś kazaniu. Możliwe, że tak jest, pytanie tylko, czy wynika to z faktu, że naprawdę liczba pedofili wśród księży jest znikoma, czy też raczej z tego, że tak mało spraw jest zgłaszanych i toczy się w nich prawdziwe, policyjne śledztwo, a nie tylko wewnętrzne, kanoniczne. Ot, pierwszy przykład z brzegu: nigdy nie wszczęto sprawy przeciw Paetzowi (tak, on nie był pedofilem, molestował dorosłych, ale nadal – był przestępcą seksualnym). Ile spraw takich Paetzów nigdy nie wypłynęło poza mury kurii?


Gdzieś kiedyś (hm, w „Monsignore Kichote” Greene’a?) czytałam takie zdanie (cytuję z pamięci): „Wiara jest jak wino, a Kościół jak butelka, która je przechowuje. Niestety wielu księży się myli i zamiast nalać wina, próbuje wepchnąć ludziom butelkę do gardła”. Dzisiaj butelka okazała się tulipanem... Co się stanie z winem?