Szukaj na tym blogu

środa, 30 kwietnia 2008

Indiana Jones i Skarb Chaldejczyków odc.16

Gruby, szorstki sznurek boleśnie wrzynał się w poparzone nadgarstki Jonesa. Deja vu - pomyślał archeolog. Po raz drugi znaleźli się w kwaterze Bieriezowa, skrępowani, pilnowani przez uzbrojoną eskortę. Tym razem komisarz nie zamierzał ryzykować ich ponownej ucieczki.
- Doktorze Jones, opuścił nas pan doprawdy zbyt pośpiesznie - odezwał się Rosjanin z ironicznym uśmiechem. - Tymczasem zostało tyle interesujących spraw do omówienia! Chciałem właśnie zaproponować panu współpracę z naszym głównym ekspertem od Bliskiego Wschodu - skinął ręką, z cienia wynurzył się wysoki, posiwiały mężczyzna z blizną na policzku. - Profesor Grigorij Kaawalidze, nasz nieoceniony znawca starożytnych języków, badacz cywilizacji Sumerów, odkrywca Tablic Isz-szaha-ela. Proszę się nie dziwić jego wyglądem. Ta blizna to pamiątka po bagnecie kontrrewolucjonisty. Profesor nie szczędził swego życia i krwi, wprowadzając u boku Żelaznego Feliksa jedynie słuszny porządek społeczny w naszej drogiej ojczyźnie. Jest równie dobrym naukowcem, co żołnierzem, w pełni oddanym sprawie. Niewiele mówi, woli bezpośrednie działania. Taak. Teraz, gdy już was sobie przedstawiłem, radziłbym panu, doktorze Jones, szczerą i wyczerpującą dyskusję z towarzyszem Kaawalidze. Nie wątpię, że zna pan odpowiedź na zasadnicze pytanie: gdzie ukryta została broń Sumerów?
Indiana przyjrzał się uważnie profesorowi. Znał skądś tę twarz... w pamięci wyświetlił mu się obraz mężczyzny piszącego coś pilnie obgryzionym ołówkiem przy świetle świecy. No proszę, więc to zapewne jest mózg całej tej wyprawy. Może z nim uda się sensownie porozmawiać. Może on rozjaśni nieco ciemności, w jakich wciąż błądził.
- Tablice Isz-szaha-ela? - spojrzał na Rosjan pytająco. - Nigdy o nich nie słyszałem.
- Nie dziwię się - ochrypłym, świszczącym głosem odezwał się milczący dotąd Gruzin. - Nasze odkrycia naukowe nie zawsze wypływają poza granice ojczyzny. Zwłaszcza te o znaczeniu strategicznym.
- Jakie znaczenie strategiczne mogą mieć starożytne tablice? - Jones z premedytacją przybrał ton lekko drwiący. Oczy Gruzina błysnęły.
- Zdziwiłby się pan, jak duże - stwierdził. - Isz-szaha-el był wielkim kapłanem i magiem, z czasów wczesnego Babilonu. Znał tajemnicę potężnej, ognistej broni, tej, która zniszczyła Sodomę i Gomorę... tej, o której mówi jeszcze epos o Gilgameszu! - Kaawalidze przymknął oczy i niskim, przejmującym głosem zaczął recytować:

Przyjacielu, trzeci sen zobaczyłem i widziany przeze mnie sen cały straszny, w drżenie wprawiający!
Niebo krzyczało, ziemia grzmiała, dzień zamarł i nastała ciemność,
lśniła błyskawica i promień tryskał,
chmury były gęste, śmierć z nich siekła ulewą.
Wygasł ogień, pioruny pogasły,
z walącej się góry pozostał popiół.


- Teraz pan rozumie, doktorze Jones? - oczy Gruzina wpatrywały się weń hipnotyzująco.
- Taaak... - wolno powiedział Indiana. - Lecz przecież dawno stwierdzono, że teksty te są niczym więcej, jak poetycką metaforą. Starożytni lubili przesadę, ich wojny zawsze były totalne, królowie kąpali się w krwi przeciwników - nawet jeśli w rzeczywistości mieli tylko drobne utarczki z sąsiednimi plemionami!
- I tu się pan myli - zachrypiał Gruzin. - Mamy podstawy sądzić, że epos przekazuje prawdziwe informacje o potężnej sile, jaką dysponowali dawni Sumerowie. Skąd pochodziła - któż to wie, może nawet z Atlantydy?
Indiana nie mógł się powstrzymać od krótkiego parsknięcia.
- Niech pan tego nie lekceważy - w czarnych oczach profesora znów pojawiły się groźne błyski. -Jak ustaliliśmy, Isz-szaha-el, kapłan - renegat, wygnany ze swej ojczyzny, zawędrował aż na Kaukaz, gdzie zmarł, zostawiając jednakże część swej wiedzy zapisanej na glinianych tablicach. Wspomina w nich również o zuchwalcach, którzy wykradli swego czasu święte tajemnice i uwieźli je do jednego z miast w dolinie Siddim. Oraz o strasznej karze, jaka ich spotkała. Przyzna pan, że skojarzenie jest oczywiste? Jak wspomniałem, odnaleźliśmy te tablice. Wiele trudu kosztowało nas odczytanie ich, konieczne było nawet sprowadzenie ze Szwajcarii Siemionowa. Nie chwaląc się, miałem w tym spory udział. Niestety, jego wskazówki, gdzie szukać ukrytej broni, okazały się zbyt enigmatyczne. Zmarnowaliśmy mnóstwo czasu tutaj, zanim komisarz zgodził się ze mną, że tabliczki, które pan wiózł ze sobą, również przedstawiają pewną wartość...
- Skończcie te wywody, towarzyszu - syknął Bieriezow ze złością. - Dla naszej sprawy są one kompletnie nieistotne. Ważniejsze jest to, czy doktor Jones zrozumiał już, że jego współpraca jest absolutnie niezbędna - odwrócił się ponownie w stronę Jonesa - czy też potrzebuje jeszcze jakiejś drobnej zachęty.
- Sądzi pan, profesorze, że Lot wykradł ze świątyni nie berło, lecz tajemnicę broni? - Jones świadomie omijał wzrokiem komisarza. Kaawalidze powoli skinął głową. - To bardzo ryzykowna hipoteza...
- Skończcie te pogaduszki! - ryknął wyprowadzony z równowagi Bieriezow. - Doktorze Jones, jak widzę, sądzi pan, że nic panu nie grozi, z powodu użytecznych informacji, jakie pan posiada. Poniekąd słusznie. Ale proszę nie zapominać o tym, co powiedziałem wcześniej. Jest mi pan potrzebny żywy, lecz niekoniecznie w pełnym zdrowiu.
Wyciągnął rękę, jeden z pomocników podał mu krótką, drewnianą pałkę.
- Ciało ludzkie ma wiele wrażliwych punktów, doktorze Jones. Na przykład kolano - zamachnął się i uderzył błyskawicznie. Indiana szarpnął się, pałka minęła jego nogę o włos. - Odpowiednio wymierzony cios sprawia, że nie tylko zwija się pan z bólu, ale również do końca życia chodzi na sztywnej nodze.
Indiana przełknął ślinę.
- To byłby duży błąd, komisarzu - mruknął, wpatrując się w Bieriezowa zmrużonymi oczami. - Chyba pan zapomniał, czego szukamy. Starożytnego grobowca, zbudowanego według sztuki z Ur. Zapewne pan wie, a jeśli nie, to profesor panu opowie, jak często takie grobowce wyposażone są w śmiertelne pułapki na tych, co zakłócają ich spokój. Tylko człowiek doświadczony, posiadający odpowiednią wiedzę, jest w stanie je pokonać. Jeśli mnie pan... uszkodzi - cóż, będzie musiał pan ryzykować życiem własnych ludzi. I patrzeć, jak giną, jeden po drugim. Wątpię, czy zbierze pan za to ordery po powrocie do kraju - skrzywił się ironicznie.
- Na wszystko masz odpowiedź, Jones - głos Bieriezowa wibrował stłumioną wściekłością. - Jednak radzę ci dobrze, zacznij mówić zanim... - szczęknął odwiedziony kurek - zanim ona zginie! - gwałtownym ruchem przyłożył lufę naganta do skroni Kate.
W śmiertelnej ciszy Jones i Bieriezow mierzyli się wzrokiem.
- Proszę bardzo, zabij ją, Bieriezow - syknął Indiana.
Kate jęknęła krótko, Rosjanin spojrzał na niego z niebotycznym zdumieniem.
- Stracisz w ten sposób swój jedyny atut - dokończył archeolog. - Jeśli to zrobisz, nie powiem nic - wyszczerzył zęby w parodii uśmiechu.
- A twoje własne życie? Czy nic dla ciebie nie znaczy, Jones? - Bieriezow wpatrywał się w niego intensywnie.
- Niewiele - przyznał Indiana. - Gram ryzykownie... lecz wiem, gdy ktoś blefuje.
Bieriezow powoli, niezwykle powoli opuścił broń i starannie schował ją do kabury.
- Ma pan rację, doktorze Jones - stwierdził. - Blefuję.
Indiana pozwolił sobie na małe westchnienie ulgi.
Za wcześnie.
- Oczywiście, że blefuję - Bieriezow zbliżył się do Kate, dwoma palcami ujął jej podbródek. Dziewczyna szarpnęła głową, przytrzymujący ją za ramiona Rosjanin wzmocnił chwyt. - Nie mam w zwyczaju zabijać pięknych kobiet. A pani jest piękną kobietą, doktor Bertram - długie, wąskie palce komisarza przesunęły się po policzku Kate, po jej szyi, zjechały w wycięcie bluzki. Dziewczyna szarpnęła się znowu, Bieriezow uśmiechnął się drapieżnie. - Myślę, że moi chłopcy zgodzą się ze mną w całej pełni, prawda rebiata? - rzucił kilka słów po rosyjsku, odpowiedział mu chóralny rechot. - Choć dla nich w zasadzie każda kobieta będzie piękna, tyle czasu nie widzieli żadnej - mrugnął do Jonesa. - Zabierzcie ją! - machnął ręką na swych ludzi.
- Zostawcie ją, skurwysyny! - ryknął Jones rozpaczliwie, szamocząc się w niedźwiedzim uścisku swego dozorcy. Kate była już przy drzwiach, mimo oporu, jaki usiłowała stawiać ciągnącemu ją Rosjaninowi. Krzyczała coś niezrozumiale, wysokim, ostrym głosem. Bieriezow przyglądał się całemu zamieszaniu z ironicznym uśmiechem. Znów dał znak ręką.
- A zatem, doktorze Jones, czy teraz będzie pan skłonny z nami współpracować?
- Zostawcie... ją... w spokoju - wysapał Indiana, mierząc komisarza wściekłym wzrokiem.
- Oczywiście - Rosjanin uśmiechnął się szeroko. - Jeśli tylko zechce pan nam powiedzieć wszystko, co wie.
Indiana skinął głową, zrezygnowany.
- Nie usłyszałem, doktorze Jones!
- Powiem wam wszystko - warknął. - Skurwysyny.
- Doktorze Jones - westchnął Bieriezow - jak to dobrze, że wreszcie się dogadaliśmy. Przyznam się panu, że mnie, jako człowieka wykształconego, brzydzą podobne metody. Niestety, czasami są konieczne... - pokręcił głową z udawanym smutkiem. - Puśćcie ją - zakomenderował.
Kate upadła na ziemię. Jones widział, że resztką sił powstrzymuje się od płaczu.
- Rozwiążcie nas - mruknął. - Nie uciekniemy. Co dokładnie chcecie wiedzieć?

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

> - Tablice Isz-szaha-ela? - spojrzał na Rosjan pytająco. - Nigdy o nich nie słyszałem.

Nic dziwnego, uczeni do tej pory głowią się nad ich odczytaniem.
Jest to tekst magiczny i gnostyczny, więc jego egzegeza jest jest wprost nieprawdopodobnie skomplikowana! A jak się doda, że wrogowie Isz-szaha-ela w bydlęcej złości potłukli je w drebiezgi, to już w ogóle!

;D

jasza

Anonimowy pisze...

I w ten to sposób trafiłem do literatury.
Jako bohater literacki, nie jako autor i wyrobnik słowa. Chyba się rozpęknę z pychy ;)

Isz-szaha-el