Szukaj na tym blogu

czwartek, 2 października 2014

"Hogwarts School of Prayer and Miracles" - relacja z czytania na żywo! Cz. 1

Postanowiłam przeczytać dzieło, o którym ostatnio głośno ("chrześcijańską wersję Harry'ego Pottera") i na żywo, na fejsbuku, dzielić się uwagami. Tutaj zaś zbiorę wszystko cuzamen do kupy :)



20.25
Z lekkim opóźnieniem z przyczyn technicznych (korki na mieście) zaczynam.
Czytane będzie to:
Hogwart - Szkoła Modlitwy i Cudów, czyli Harry Potter w wersji chrześcijańskiej. Autorka opka publikowanego na fanfiction.net postawiła sobie ambitne zadanie przepisania Pottera tak, żeby był bardziej "family friendly". No to zobaczymy, co jej wyszło...

20.38
W notce wstępnej autorka wyjaśnia, że miała problem i postanowiła go rozwiązać: otóż jej dzieci, pieszczotliwie zwane "little ones" zachciały przeczytać Harry'ego Pottera. Ucieszyła się, że chcą czytać, lecz nie chciała, żeby zamieniły się w wiedźmy (mwehehehehehehe!) więc postanowiła wprowadzić do książki lekkie zmiany... (i pomóc w ten sposób innym mamom, zmagającym się z tym samym problemem).
A zatem dawno temu żył sobie chłopiec zwany Harrym Potterem, który mieszkał pod schodami w domku przy Privet Drive, wraz ze swą ciotką i wujkiem. Chłopiec czuł, że czegoś mu brakuje w życiu, ale nie wiedział, czego.
Aż tu wtem! Pukanie do drzwi. Ciotka warknęła ze swego fotela do Harry'ego, żeby je otworzył.
Hm, o ile pamiętam, to Petunia była niewiastą ubraną raczej elegancko i nobliwie, umalowaną i zajmującą się domem, a Vernon był energicznym przedsiębiorcą. Tu natomiast dowiadujemy się, że ciotka jest "career woman", która wyciąga się na fotelu z nogami w górę, ubrana w workowaty kostium ze spodniami, i że nigdy nie nosiła makijażu. Wujek Vernon przytakuje jej sennie z kuchni, pakując do piecyka blachę pełną brownies. Czyżby jakiś dżender zaatakował rodzinę Dursleyów?

20.48
Harry zastanawia się, czy to nie ciotka powinna otworzyć drzwi, ale ponieważ jest grzecznym, posłusznym chłopcem, sam to robi. Na progu stoi nie kto inny, a Hagrid, ubrany w czerwoną koszulkę i dżinsy; na szyi ma wisiorek, który Harry'emu kojarzy się z literą "t". Wystarczyło, by Harry spojrzał na ten wisiorek, a poczuł się szczęśliwy i pełen pokoju, sam nie wiedząc, dlaczego!
Medżik, jak nic.  ;)

20.50
Hagrid pyta, czy może porozmawiać z jego mamą i tatą. Hm, to chyba nie ten Harry, o którym wszyscy wiedzieli, że jest sierotą...

20.54
"Cześć, sąsiadko! Czy zostałaś już zbawiona?" - zagaja Hagrid do ciotki Petunii, która pojawia się na progu, łypiąc swym wąskim, podejrzliwym oczkiem.
Uważajcie, teraz zacznie się niezła jazda...  :D

21.00
Ciotka wybucha śmiechem i pyta Hagrida, czy jest jednym z "tych chrześcijan". Harry nie wie, co znaczy to słowo (podobnie, jak nie wiedział, co to krzyż). Hagrid z naiwną szczerością odpowiada, że jest. "A ty?"
Na co ciotka Petunia z dumą: jesteśmy za mądrzy na to! Czytał pan Dawkinsa? Bóg umarł i Dawkins to udowodnił! Może chce pan, żebyśmy nauczyli pana czegoś o Dawkinsie?
W sumie całkiem niezły trolldialog z Dawkinsem jako nowym ewangelistą. ;) A może całkiem nowym bóstwem?

 21.06
- Co to "chrześcijanin"? - zapytał Harry niewinnie i wytarł but w niechlujny, żółty dywan, który od dawna nie był odkurzany.
Harry wszystko mówi "niewinnie", ewentualnie, potem, "z dziecięcą mądrością". Tymczasem, jak widać, Demon Dżender zamieszał w domu Dursleyów równo: Vernon piecze ciasteczka, Petunia w niekobiecych ciuchach (wspomniane są jeszcze jej mocne, praktyczne buty) robi karierę, a w chałupie syf.

21.09
Oraz chciałam dodać, że Harry w tym opku ma wielkie, NIEBIESKIE oczy.

21.13
Hagrid tłumaczy Harry'emu, że chrześcijanie to ludzie, którzy chcą być dobrzy, żeby potem pójść do nieba. Ciotka Petunia zasłania niewinne, dziecięce uszy i sama wygłasza mowę: "Dziękujemy panu bardzo, ale on nie potrzebuje pańskiej religii, my mamy naukę, socjalizm i urodziny. Słyszał pan kiedyś o ewolucji? Mam na ten temat bardzo dobrą książkę, gdyby chciał się pan czegoś nauczyć".
Ok, nauka, socjalizm, ewolucja... ale urodziny?!

21.26
Ewolucja to bajka dla dzieci! - rzuca Ciętą Ripostą Hagrid i proponuje, by Petunia ją udowodniła, na co tej opada szczęka i potrafi tylko stać z głupio otwartymi ustami. Uważała się za taką mądrą, zawsze zaprzeczała, ze chrześcijanie mają dowody na to, w co wierzą, a teraz nie umie udowodnić swej własnej RELIGII.
...serio, religii??? Ewolucja to religia???
Harry oznajmia, że chce być chrześcijaninem i pójść do nieba ("czasami mądrość dzieci jest naprawdę zadziwiająca"); Hagrid poucza go, że teraz musi zostać zbawiony i w tym celu ma odmówić modlitwę grzesznika. Serio, nie wiem, co to jest. Petunia próbuje w tym przeszkodzić, ale cóż ona może przeciwko czystej, niewinnej, świętej energii Harry'ego. Chłopiec odmawia modlitwę (skąd ją znał? Nie wspomniano, by powtarzał po Hagridzie), po czym Hagrid oznajmia, ze teraz jest już chrześcijaninem (to chyba jakiś odłam, który nie uznaje chrztu???), a miejscem, w którym nauczy się żyć po chrześcijańsku jest Hogwart - Szkoła Modlitwy i Cudów.
Koniec rozdziału pierwszego, idę coś zjeść.

21.49
Rozdział drugi. We wstępie autorka tłumaczy się, że dostała mnóstwo wiadomości, że przecież HP jest nie tylko o czarach, ale i o przyjaźni, odwadze, dzielności itp. Tak, ona wie, że są tam te wszystkie dobre rzeczy, ale są też i czary, więc wiele dzieci nie może tego czytać, dlatego ona właśnie pisze to, by zachować wszystkie dobre rzeczy, a usunąć złe.
Na sam dźwięk nazwy szkoły Harry czuje pokój wewnętrzny, z radości aż zaczyna klaskać. Hagrid też się cieszy, bo gorąco modlił się, żeby udało mu się dziś zbawić jakąś duszę, a tu proszę, jaka niewinna, śliczna duszyczka. Ten biedny chłopiec, wychowywany przez rodziców, którzy nie są chrześcijanami, i którzy obydwoje chodzą do pracy, zostawiając go na cały dzień z opiekunkami! Jeszcze pięć lat, a z Harry'ego byłby cudzołożny, uzależniony od narkotyków ewolucjonista!
(nic nie zmyślam, tam naprawdę tak jest!!!)

22.09
Ciotka mówi Harry'emu, żeby nie był głupi, ma iść do domu, a ona poczyta mu Dawkinsa (a jakże!) o ewolucji. Co oni z tą ewolucją, jak naprawdę... Ale Harry już wie, że został zbawiony, więc "z dziecięcą mądrością" odmawia jej - "Nie, ciociu Petunio. Ewolucja nie jest prawdziwa. A ja idę do Hogwartu". Ciotka próbuje go więc przekupić, mówiąc, że urządzi mu drugie urodziny tego dnia. Jednak Harry już wie, że "urodziny nie są od Boga" (God, why???).
Teraz uwaga, wisienka na torcie:
"Próbowałaś mnie przekupić. Ale wybaczam ci, ciociu Petunio, ponieważ Łk 23,34".

I tak oto dzieciak, który chwilę temu nie wiedział, co to chrześcijanin i nie umiał rozpoznać krzyża, rzuca teraz cytatami z Biblii, ba! numeracją cytatów!

(Łk 23,34: Lecz Jezus mówił: "Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią". Potem rozdzielili między siebie Jego szaty, rzucając losy.)

22.23
Hagrid znów zdumiewa się mądrością dzieci; podziwia też, że Harry ot, tak po prostu wybaczył ludziom, którzy go tak bardzo skrzywdzili. Jak skrzywdzili? Nie ma ani słowa o tym, jak był traktowany przez Dursleyów (ok, mieszkał pod schodami, jak w oryginale, ale poza tym nic). Ano, skrzywdzili go, ukrywając przed nim prawdę! Kto mógłby być tak okrutny? Ale teraz Hagrid lepiej rozumie Mt 19,14 (serio, czy amerykańscy protestanci naprawdę znają Biblię tak na wyrywki, że starczy im podać numer, a wiedzą, o co chodzi?).
Dudley woła "Harry, nie odchodź!" - hm, czyżby go lubił? Jednak Harry już wie, że nie może zostać w tym domu i żegna się z Dursleyami, wyrażając nadzieję, że i oni zostaną kiedyś zbawieni.

Pozostaje kwestia, jak dostać się do Hogwartu. Pociągiem? Autobusem? To dobre dla jakichś niedowiarków. Hagrid pada na kolana na środku ulicy i zaczyna się modlić: "Panie, przenieś nas do Hogwartu!"
Pstryk! I oto już są na łące przed zamkiem, a ku nim idą dwie postacie: mężczyzna z długą brodą, ubrany w brązowy, tweedowy garnitur i młoda, ładna blondynka o twarzy w kształcie serca. Harry od razu czuje, że ten mężczyzna to święty mąż, któremu może zaufać.
I słusznie, gdyż jest to Wielebny Dumbledore, a kobieta to jego żona - Minerwa.

Mt 19,14: Lecz Jezus rzekł: "Dopuśćcie dzieci i nie przeszkadzajcie im przyjść do Mnie; do takich bowiem należy królestwo niebieskie".

22.27
A teraz idę napić się piwa z Małżem. Za chwilę rozdział trzeci.

22.50
Wielebny Dumbledore wita Harry'ego w Hogwarcie. Mówi z lekkim południowym akcentem, co sprawia, że Harry czuje się bezpieczny i mile widziany. Południowym, hm? Znaczy gdzieś okolice Dover, czy cuś?
Hagrid wyjaśnia, że Harry wychowywał się w strasznych warunkach: co drugi dzień siedział z opiekunką, a jego ciotka traktowała go jako element jej perfekcyjnego życia, na równi z błyskotliwą karierą, wielkim domem i szybkim samochodem!
Hm, znam straszniejsze warunki, jak choćby te w oryginalnym HP...
Dumbledore zaprasza Harry'ego na obiad, po czym...


...nie, nie wierzę, że to czytam...

...po czym pada na kolana i prosi: "Panie, przenieś nas do kuchni!".
I Pan przenosi.

BEZ JAJ, AŁTORKO, taka z ciebie niby chrześcijanka, a uważasz, że Bóg to kim jest, tragarzem??? Naprawdę już nie mogli tego kawałka przejść na piechotę???


 23.12
TO JEST TROLL. ABSOLUTNIE NIE WIERZĘ, ŻE TO BYŁO PISANE SERIO.
Są w kuchni, nie? Poprosili Boga, żeby ich przeniósł - i przeniósł. No to teraz Minerwa pada na kolana i recytuje następującą listę życzeń:
"Dobry Panie, proszę, nakryj stół błękitnym obrusem, postaw niedzielne talerze, daj nam upieczone na złoto grzanki i kremowe puree ziemniaczane z sosem, kukurydzianą zapiekankę mojej ciotecznej babki Eleanor, kolby kukurydzy z masłem, a na deser trochę ciastek malinowo-czekoladowych".
I wielki Pan, stworzyciel nieba i ziemi leci (zapewne w białym fartuszku), żeby postawić na stole wszystko, czego sobie zażyczyła żona wielebnego...
ZABIERZCIE MNIE Z TEGO OPKA! *płacze*

23.28
- Hermiono! - woła pani Dumbledorowa. - Obiad!
Po schodach (z uroczym posłuszeństwem) zbiega jedenastoletnie dziewczę w różowej sukience. Z jakiegoś powodu, będąc córką państwa Dumbledore, nadal nazywa się Hermiona Granger - ale ok, nie wnikajmy, może Minerwa ma jakieś sekrety z przeszłości, a może Hermiona jest adoptowana, jakieś kolejne biedne dziecko rodziców - ewolucjonistów?
Harry'ego zatyka z zachwytu, dziewczę jest tak różne od jego koleżanek ze szkoły, które marzyły tylko o karierze na wzór bohaterek "Seksu w wielkim mieście"! (wychodzi na to, że kariera dla kobiety to największe złoooooo, jeszcze gorsze niż urodziny).
Wszyscy zasiadają do obiadu, a państwo Dumbledore zaczynają rozmowę o tym, że nadchodzą ciężkie czasy. Wielebny D. puentuje oczywiście numerkiem: Psalm 127, 5. Wszyscy w lot wiedzą, o co chodzi, nawet Harry.

Przy okazji: autorka cierpi na nadprzysłówkozę. Tak jak każdy rzeczownik musiał wlec za sobą przymiotniki (koniecznie dwa), tak każdy czasownik uzbrojony jest w przysłówek. Summoned loudly, retorted gracefully, nodded knowingly, responded sweetly, pronounced genially... a to wszystko w kilku sąsiadujących ze sobą zdaniach.

23.47
Czy wy widzicie, która jest godzina? jeszcze rozdziałek i idę spać.

We wstępie do czwartego rozdziału autorka usprawiedliwia się, że długo nie pisała, bo miała chore dziecko. Potem zaś stwierdza, że dostała sporo komentarzy pełnych nienawiści od ewolucjonistów z "pszczołą pod kapeluszem" (po naszemu to byłoby "z kijem w dupie"?), ale również dużo wsparcia od innych mam, które uważają, że to, co robi, to dzieło Pana, w związku z czym będzie pisać dalej i zobaczymy, wy niedowiarki, czy się wszyscy nie nawrócicie, zanim historia będzie skończona! 

Po skończonym obiedzie Dumbledore prosi Hermionę, żeby pokazała Harry'emu jego dormitorium. Hermiona najpierw grzecznie pyta mamę, czy nie pomóc jej sprzątać, ale Minerwa stwierdza, że da sobie radę sama. Harry rumieni się, gdy Hermiona go zagaduje, ciotka nigdy nie nauczyła go, jak rozmawiać z ładnymi dziewczętami. Wręcz przeciwnie: powtarzała mu zawsze, że ładne dziewczyny są puste i głupie, a prawdziwa kobieta dba o karierę, nie o wygląd. Wystarczył jednak jeden rzut oka na Hermionę (bo nie, żeby coś powiedziała, prawdaż), żeby Harry zrozumiał, jak bardzo się myliła!
I tu mamy wyjaśnienie, czemuż to workowate ciuchy, solidne buty i brak makijażu Petunii SOM ZUE. Otóż, proszpaaa, kobieta, która dba o swoją urodę, czci w ten sposób Pana, bo to on dał jej ładną buzię i piękne włosy!

(a jak nie dał, hę? Czy godzi się wówczas poprawiać dzieło Pańskie, czy raczej należy zostawić jak jest? Tego nam autorka nie wyjaśnia)

00.06
Hermiona i Harry idą przez łąkę w stronę zamku (hm, najwyraźniej państwo D. nie mieszkają w nim, tylko gdzieś obok). Hermiona opowiada, jak bardzo świętym człowiekiem jest jej ojciec i jaka to wielka łaska, głosić słowo Boże, a Harry rozpaczliwie szuka w głowie czegoś odpowiednio chrześcijańskiego, żeby jej odpowiedzieć. Docierają na miejsce; Hermiona objaśnia, że chętnie pokazałaby mu dormitorium chłopców, ale nie chce wywołać skandalu. Harry stwierdza, że rozumie, tymczasem narrator raczy nas morałami, jak to współczesna kultura zapomina, ze każda młoda kobieta jest czyjąś przyszłą żoną, a wielkim grzechem jest uwodzić cudzą żonę (na litość boską, jakby para jedenastolatków miała zamiar uprawiać seks w tych nieszczęsnych dormitoriach).
Hermiona nie może otworzyć ciężkich drzwi; Harry postanawia wypróbować świeżo nabytą moc magi... tfu, to znaczy moc modlitwy. Pada na kolana i prosi Boga, by otworzył drzwi. Ponieważ Bóg ma akurat chwilę przerwy (pani Dumbledore sama zmywa naczynia, nie wyręczając się nim), może posłużyć jako odźwierny.
(to o chwili przerwy to oczywiście mój złośliwy komentarz, w tekście tego nie ma).


00.19
A teraz dowiemy się, kim jest Voldek.
Hermiona stwierdza, że jest coś jeszcze, o czym Harry musi wiedzieć. Otóż nadchodzą ciężkie czasy, człowiek zwany Voldemortem mąci w Kongresie (aha!), by doprowadzić do zakazu swobodnego wyznawania religii.
- Ale jak to! - woła zszokowany Harry. - Przecież po to Ojcowie Założyciele stworzyli ten naród! Dla wolności religijnej!
Ok, teraz już chyba mamy ostateczne potwierdzenie, że nie jesteśmy w Anglii?
Hermiona płacze, że niedługo wolność chrześcijan zniknie i będzie jak w starożytnym Rzymie - a ona boi się lwów! Na co Harry mężnie odpowiada, że muszą się dużo modlić i wszystko będzie w porządku. Hermiona dziękuje za dodanie jej odwagi i Harry wkracza do zamku. Niestety, kiedy drzwi się zatrzaskują, uświadamia sobie, że nie ma pojęcia, gdzie jest jego sypialnia. Ale od czego mamy nowe moce... Krótka modlitwa i Harry już wie, gdzie iść.
W związku z czym ja też udaję się do dormitorium. Ciąg dalszy nastąpi!

 

3 komentarze:

ML pisze...

"Hagrid oznajmia, ze teraz jest już chrześcijaninem (to chyba jakiś odłam, który nie uznaje chrztu???)"

Nie jestem religioznawcą, ale zawsze wydawało mi się, że CHRZEST w CHRZEŚCIJAŃSTWIE jest chyba obowiązkowy? Zasada "odmawiasz formułkę i już jesteś wyznawcą" kojarzy mi się raczej z islamem.

"I wielki Pan, stworzyciel nieba i ziemi leci (zapewne w białym fartuszku), żeby postawić na stole wszystko, czego sobie zażyczyła żona wielebnego"

Przecież trzeba zapewnić jakąś atrakcyjną alternatywę dla magicznej teleportacji i samonakrywających się stołów w wielkiej sali. No i miały być cuda :>
Żeby było śmieszniej, dostarczanie jedzenia akurat jest kanonicznie zajęciem boskim i dałoby się to łatwo wprowadzić bez robienia z Boga odpowiednika służącej dla leniwej gospodyni. Na przykład: mały Harry leży głodny w łóżku u siebie w komórce, bo znów wysłali go spać bez kolacji, a tu nagle błysk! i pojawia się manna (kasza, z sokiem malinowym ;) Ale do tego trzeba by mieć pięć gram pomyślunku wykraczającego poza "zrobię z Dursleyów socjalistów i zwolenników ewolucji" (to mnie chyba najbardziej fascynuje, JK Rowling wiele razy mówiła w wywiadach, że Dursleyowie są parodią brytyjskich konserwatystów). I faktycznie przerobiono ich wszystkich na Amerykanów, bo to pewnie jedyny kraj, o którego sytuacji autorka ma jakiekolwiek pojęcie, a Wielkiej Brytanii nie umiałaby nawet za dobrze wskazać na mapie. Jedzenie też amerykańskie, te wszystkie zapiekanki i kolby kukurydzy. Jedyny brytyjski akcent w tym opku to rzeczony Dawkins :D

MajorMistakes pisze...

Jeżu malusieńki, to musi być trol. Ubertrol.
Coś tak doskonale złe, że minęło "tak dobre, że aż złe" i ponownie stało się złe.

Kyomu no Daten-shi pisze...

Oh serious... Jestem ateistką, ale i tak to opko jest trochę za bardzo... ZA BARDZO RELIGYJNE! Oj kuro, współczucie :D