Szukaj na tym blogu

piątek, 7 marca 2008

Indiana Jones i Skarb Chaldejczyków odc. 1

I.

Był październik 1932 roku, Londyn spowijała lekka mgiełka, zapowiedź słotnej i melancholijnej jesieni. Kate Bertram energicznym krokiem przemierzała ulice, kierując się w stronę siedziby lorda Eustachego Cutterdale'a, znanego finansisty. Gryzły ją niewesołe myśli. Sekretarka lorda zadzwoniła z samego rana, proponując jej spotkanie w "niecierpiącej zwłoki i bardzo ważnej sprawie". Napełniło to Kate jak najgorszymi przeczuciami.
Jeśli ten ugrzeczniony drań wycofa dotację... - ta myśl wywołała u niej niemalże ból żołądka. Wyprawa była już prawie zapięta na ostatni guzik, zamówiono wszelki potrzebny sprzęt, zatrudniono personel oraz, po długich namysłach, ostatecznie wybrano miejsce przeznaczenia. Pozostawało tylko zapakować wszystko na statek i wyruszyć. Tymczasem lord, główny sponsor wyprawy, przejawiał dziwne niezdecydowanie. Zwlekał, nie zważając na argumenty Kate, że jeszcze trochę, a minie najlepsza pora na wykopaliska. Okolice Morza Martwego tylko jesienią i w zimie nadają się do prowadzenia jakichkolwiek prac, w lecie morderczy upał wypłasza stamtąd wszystko, co żyje. Mamy czas, odpowiadał lord z niezmiennie uprzejmym uśmiechem. I tak mijały dni, aż do dzisiejszego telefonu.
W obszernym holu zameldowała się sekretarce, tlenionej laleczce o wyskubanych brwiach i karminowych wargach. Obecność takich osób sprawiała zawsze, że czuła się szaro i ubogo w swych praktycznych tweedach. Nie dała jednak tego po sobie poznać, gdy sekretarka z drażniącą powolnością wykręcała numer wewnętrzny i anonsowała ją.
Gabinet lorda, urządzony z przytłaczającym przepychem, sprawiał imponujące wrażenie. Cutterdale nie pozwolił nikomu zapomnieć o swej pasji do podróży i przygód. Ściany pokryte były myśliwskimi trofeami, na licznych stolikach z pozorną niedbałością piętrzyły się stare mapy i kosztowny sprzęt nawigacyjny. Na środku gabinetu pyszniło się potężnych rozmiarów biurko z polerowanego palisandru, wielkie jak Morze Śródziemne. Zza niego właśnie podniósł się lord, szczupły, wysoki, łysiejący mężczyzna o zapadniętych policzkach i sennym spojrzeniu jasnobłękitnych oczu. Na jego twarzy, jak zwykle gościł uprzejmy, niemal serdeczny uśmiech. Niestety, jak niejeden raz przekonała się Kate, uśmiech był tylko fasadą, za którą kryła się żelazna wola i bezwzględność rekina finansjery.
- Witam panią, doktor Bertram - odezwał się tak samo spokojnym i niemal serdecznym głosem. - Proszę wybaczyć, że ośmieliłem się niepokoić panią w tak gorącym okresie przygotowań do pani wspaniałej wyprawy, lecz...
Kate przełknęła ślinę. Zaraz powie, że nic z tego, że zrezygnował - pomyślała w panice. - A wtedy ja zbankrutuję, płacąc z własnej kieszeni za to wszystko, co już zostało przygotowane. Zmusiła się jednak do zachowania spokoju, a nawet lekko uśmiechnęła.
- Lecz mam dla pani pewną propozycję - zmierzył ją uważnym spojrzeniem swych bladych oczu. - Otóż w ostatnim okresie nawiązałem bardzo interesującą korespondencję z Amerykanami. Okazuje się, że echa pani badań dotarły nawet za ocean. Przypadkiem złożyło się tak, że do Londynu przybył pewien młody, lecz bardzo obiecujący naukowiec, który zapałał szczerym entuzjazmem słysząc o planowanej wyprawie i wyraził nadzieję, że pozwoli pani mu się do niej przyłączyć. Doktorze Jones!
Dopiero wtedy Kate zauważyła, że w pokoju znajdowała się jeszcze jedna osoba. Młody, na oko trzydziestoletni mężczyzna zerwał się z krzesła, na którym siedział w dość niedbałej pozie i podszedł się przywitać. Wyglądał sympatycznie, ze swą opaloną twarzą i wesołymi, zielonkawymi oczami. Uścisk dłoni miał mocny, na ustach błąkał mu się jakby cień łobuzerskiego uśmiechu. Sprawiał wrażenie osoby otwartej i szczerej, lecz mimo to Kate przyjrzała mu się nieufnie. Przekonała się już dawno, że lord Cutterdale nie robi niczego "przypadkiem" i zastanawiała się, jaką też rolę wyznaczył Amerykaninowi. Co więcej, nie uszło jej uwagi lekkie drgnienie brwi Jonesa w chwili, gdy lord szczególnie kwieciście zapewniał o jego z dawna żywionej chęci przyłączenia się do badań Kate.
- Wiele słyszałam o panu, doktorze Jones - odparła gładko, choć to akurat nie było zbytnio zgodne z prawdą. - Oczywiście, zgadzam się, każda pomoc doświadczonego naukowca jest dla mnie zawsze niezwykle cenna.
Zwłaszcza, jeśli od niej zależy twoja dotacja, ty stary skąpcze, dodała w duchu. Twarz lorda na ułamek sekundy zmieniła się, pojawił się na niej wyraz triumfu i satysfakcji.
- A zatem przejdźmy do rzeczy - zakomenderował Cutterdale. - Wprowadziłem już z grubsza naszego przyjaciela w cele wyprawy, niemniej jednak sądzę, że przyda się jeszcze parę informacji.
Podeszli do jednego z zagracających wnętrze stolików, na którym czekała już przygotowana mapa okolic Morza Martwego.
- Wszyscy znamy historię Sodomy i Gomory, miast, które Bóg zgładził z powierzchni ziemi deszczem ognia i siarki - rozpoczęła Kate. - Znajdowały się one w dolinie Siddim, gdzie w czasach starożytnych wydobywano asfalt i smołę. Były to bogate miasta, których mieszkańców posiadane dobra tak wbiły w pychę, że zatracili się w występku, aż w końcu ściągnęło to na nich boski gniew. Z powszechnej zagłady ocalał jedynie Lot, bratanek Abrahama. Tyle mówi nam Biblia.
Długi czas uważano obydwa miasta za symbol, przestrogę dla ludu, coś podobnego do wieży Babel. Współczesna nauka skłonna jest jednak przypuszczać, że miasta te istniały rzeczywiście i zostały zniszczone przez potężny wybuch wulkanu, jako, że tereny Rowu Jordanu były niegdyś bardzo aktywne sejsmicznie.
Jak się pan już zapewne domyśla, doktorze Jones, moim celem jest znalezienie ruin przynajmniej jednego z tych miast, a najlepiej obu. Oczywiście, jest to praca obliczona na lata, wymagająca też nie byle jakich nakładów, dlatego też jestem niezmiernie wdzięczna lordowi Cutterdale, że zechciał udzielić mi swej pomocy. W chwili, gdy pojawią się pierwsze wyniki, mogę liczyć na zainteresowanie i współpracę uniwersytetów i ośrodków badawczych całego kraju, lecz póki co, nie było możliwe uzyskanie ich środków na badanie tak ryzykownej, ich zdaniem, hipotezy - dokończyła, z lekką goryczą. Gdyby tylko udało się przekonać tych starych, napuszonych osłów, piastujących od lat dziekańskie stołki, cała sprawa byłaby o wiele prostsza i nie wymagałaby tych wszystkich upokarzających zabiegów i wieszania się u klamki sponsorów. Jones pokiwał głową, jakby to rozumiał. No tak, słyszała, że w Stanach większość badań finansowana jest przez prywatnych darczyńców.
- Ponieważ miasta te, jak wspominałam, zostały prawdopodobnie zniszczone przez wulkan, możemy mieć tu do czynienia ze stanem zachowania podobnym do Pompejów. Przyzna pan, że to fascynujące - jeśli uda nam się odkopać miasto sprzed niemal czterech tysięcy lat, w którym popiół wulkaniczny utrwalił nie tylko ruiny domów, ale i całe ich wyposażenie, a nawet ciała mieszkańców, będzie to sensacja na skalę światową. Proszę tylko pomyśleć, w jak znaczącym stopniu wzbogaci się i rozwinie cała nasza wiedza! - Kate mówiła z coraz większym ogniem, perspektywa dokonania tak doniosłego odkrycia zdawała się ożywiać ją i rozpalać coraz bardziej. - Stąd mój projekt wyprawy do Palestyny, wyprawy, która z całą pewnością nie będzie bezowocna.
- Czy ustaliła już pani, gdzie zaczynamy? - prozaiczne pytanie Jonesa przerwało jej marzenia o sławie.
- Tak, oczywiście. Na podstawie pewnych danych – nie będę panów zanudzać opisem – ustaliłam, prawdopodobne położenie Soaru, miasta, w pobliżu którego po zagładzie Sodomy zamieszkał Lot. Jego pozostałości znajdują się mniej więcej tu, a hipotetyczne ruiny Sodomy tutaj - zdecydowanym ruchem wskazała na mapie punkt w pobliżu południowego krańca Morza Martwego. Tam właśnie zamierzam wybrać się tej jesieni - spojrzała na Cutterdale'a z wyzwaniem.
Uprzejmy uśmiech ani na chwilę nie zniknął z twarzy lorda, gdy odpowiadał:
- A zatem w drogę, doktor Bertram!

Gdy następnego dnia Kate skontaktowała się ze swym bankiem, okazało się, że dotacja od lorda właśnie wpłynęła, w całości, ani o pensa nie uszczuplona.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

mi sie podoba ^^

Zojka pisze...

Doskonały początek, szczególnie, jeśli wziąć pod uwagę obudowanie fabuły interesującym spojrzeniem na historyczny aspekt tematu.