Stary, drewniany stół zasłany był papierami, na środku tkwiła lampa naftowa, na ścianach tańczyły cienie pięciu pochylonych głów. Naradzali się, siedząc razem, po skromnej kolacji, w największym pokoju wynajętego na ich kwaterę domu w Abu-daar.
- Jutro zaczynamy. Tutaj – palec Kate zawisł nad mapą. Był to w zasadzie gest tylko symboliczny, bo już przed wyjazdem ustaliła miejsce wykopalisk: na zachód od wioski, w stronę brzegu Morza Martwego. Indiana skrzywił się lekko.
- Ja bym się przesunął bardziej na wschód – mruknął. Wszystko, czego się dowiedział i co zdążył wydedukować, wskazywało, że Dymna Grota wraz z domniemanym grobowcem znajduje się gdzieś w okalającym wioskę paśmie wzgórz.
- Doktorze Jones, możemy wyjść na chwilę? – głos Kate był łagodny, lecz gdzieś w głębi słychać w nim było groźne nutki.
- Oczywiście – zerwał się, zgarniając ze stołu swój sfatygowany kapelusz.
Wyszli na zewnątrz. W ciemnościach ledwie widzieli swoje twarze, jednak Jones wyczuwał, że Kate jest wściekła.
- Nie spieraj się ze mną przy studentach, Jones! – warknęła, gdy tylko znaleźli się poza zasięgiem słuchu pozostałych członków wyprawy. – Wyjaśniłam ci dokładnie, że wszystkie dane wskazują na położenie miast niedaleko brzegu morza. Nie wiem, skąd nagle pomysł, żeby iść w zupełnie inną stronę!
- Ja z kolei wyjaśniałem ci, że interesuje mnie grobowiec Lota – odparł chłodno. – Z tego, co wiem, powinien znajdować się w jednej z jaskiń pośród wzgórz.
- Twój tajemniczy grobowiec! – parsknęła. – Ja szukam miast znanych z historii, a ty grobowca, którego istnienia nie potwierdzają żadne źródła. Oprócz oczywiście słynnej intuicji Indiany Jonesa – postarała się, by zabrzmiało to wyjątkowo ironicznie.
- Intuicja i wyczucie to ważne cechy naukowca, moja droga – dostosował się do jej tonu. – Pozwoliły mi odnieść sukcesy, o których słyszeli nawet... twoi studenci.
Skrzywiła się. Faktycznie, Jones cieszył się dużym poważaniem wśród reszty ekipy. Jego barwne opowieści o przygodach w południowoamerykańskiej dżungli, gdzie niejeden raz ryzykował życiem, by odnaleźć skarby Inków bądź Azteków sprawiły, że stał się idolem Billy’ego, Toma i Dereka. Zdawała sobie sprawę, że jej własne odkrycia, choć doniosłe pod względem naukowym, wypadały przy tym dość blado.
- Poza tym, odniosłem wrażenie, że sama masz zamiar skorzystać na mojej intuicji. Pamiętasz? Cokolwiek odkryjemy, będzie to dzieło wspólne – zacytował.
Nie dała się zbić z tropu.
- Sodoma i Gomora leżały na zachód stąd – stwierdziła stanowczo. – Jeśli o mnie chodzi, to nie szukam żadnych jaskiń, tylko cywilizowanych ludzkich miast, zniszczonych przez wulkan.
- Jaką w zasadzie masz pewność co do tego wulkanu? – zwrócił jej uwagę.
- A co to niby miało być, potężna, starożytna broń? – rzuciła zirytowana. – Tylko nie mów, że wierzysz w te bzdury.
- Mówię tylko, że możesz się rozczarować. Spodziewasz się Pompejów, a możesz znaleźć... – wzruszył ramionami.
- A to już nie twój problem, Jones – takie postawienie sprawy wyraźnie ją dotknęło. – Chodzi mi tylko o to, żebyś nie podrywał mojego autorytetu.
- Autorytetu? Nigdy w życiu! – w jego głosie zabrzmiała nutka podejrzanego rozbawienia. - Podrywam wyłącznie...
- Jones, bądź poważny - mruknęła. - Jesteśmy zespołem, pracujemy razem. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której ty, albo ktokolwiek inny nagle oświadcza, że to stanowisko mu się nie podoba, on idzie kopać gdzie indziej.
- Jak rozumiem, nie dopuszczasz dyskusji? Cokolwiek powie Kate Bertram, jest święte?
- To nie czas i miejsce na dyskusje! - żachnęła się. - Nie zapominaj, że wybrałam stanowiska nie na podstawie intuicji, przeczuć, czy wróżenia z fusów, lecz solidnych badań i wcześniejszych znalezisk na tym terenie! Mamy naprawdę wielką szansę i nie chcę jej zaprzepaścić!
Milczał przez chwilę, zastanawiając się, co powiedzieć. Nie chciał na razie zdradzać, że źródła dotyczące grobowca Lota faktycznie istnieją. Z drugiej strony, podejrzewał, że część jego irytacji wynika z tego, że do tej pory zwykle działał sam i nie był przyzwyczajony do poddawania się pod czyjąś komendę. Rozważał, jak wybrnąć z tej sytuacji, nie rezygnując ze swych planów, lecz jednocześnie nie nastawiając Kate przeciwko sobie.
Jak się okazało, ona myślała o tym samym.
- Umówmy się, Jones - zagaiła. - Będziesz naszym, powiedzmy, konsultantem. Dostaniesz swobodę działania, kilku kopaczy - byle niezbyt wielu, my też ich potrzebujemy. Nie będziesz kwestionował moich decyzji, ja nie będę podważała twoich. Wieczorami spotykamy się wszyscy, tak jak dzisiaj i omawiamy wyniki z całego dnia. Jeśli znajdziesz coś ciekawego, informujesz nas o tym. Wtedy zastanowimy się, jaki kierunek obrać dalej. Odpowiada?
Przytaknął z pewną ulgą, to było rozsądne wyjście.
- No to wracamy - odwróciła się i energicznym krokiem ruszyła w stronę domu. Patrzył przez chwilę, jak jej drobna sylwetka oddala się i niknie w mroku, po czym ruszył za nią.
Dalsze dni pokazały, że obrana metoda postępowania była jak najbardziej słuszna. Przestali się kłócić, wykopaliska ruszyły pełną parą. Co prawda, na twarzy Kate pojawiał się jakby cień ironicznego uśmieszku, gdy znowu okazywało się, że po całym dniu włóczęgi z Abdulem wśród wzgórz nie przynosił nic konkretnego, lecz ignorował to. Wiedział, że prędzej, czy później odnajdzie wejście do grobowca Lota. Wieczorami w swoim pokoju rozkładał na stole tabliczki wraz z tłumaczeniem i przyglądał im się długo, próbując odgadnąć sens tajemniczych wskazówek. Żałował, że nie zna lepiej pisma klinowego. Rozpoznawał zaledwie kilka symboli, nie mógł nawet zweryfikować poprawności tłumaczenia. Kate by potrafiła, ale nie chciał zwracać się do niej po pomoc. Ambicja? Duma?
Postanowił napisać do Marcusa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz