Szukaj na tym blogu

czwartek, 2 października 2014

Hogwarts School of Prayer and Miracles - relacja z czytania na żywo, cz. 2

17.36
Harry budzi się w swoim dormitorium; zauważa, że znajduje się w nim jeszcze jedno łóżko. Na łóżku leży Biblia - Harry od razu zauważa, że jest jakaś inna od tej, która stoi na półce obok niego. Doprawdy, nieźle mu się wzrok wyostrzył do takich szczegółów... Obok łóżka klęczy mały, rudy chłopak i modli się do jakiejś figurki. Harry przez moment jest przerażony, ale potem tłumaczy sobie, że przecież nie wie wszystkiego o tym chrześcijaństwie, więc może to jest w porządku. Zbiera się więc na odwagę, żeby zagadać do chłopaka. Oczywiście, to Ron Weasley. Ponieważ modli się do figurki, domniemywam, że jest katolikiem, czyżby autorka poszła ciągiem skojarzeń "rudy = Irlandczyk = katolik"?

18.04
Uczniowie idą na śniadanie do Wielkiej Sali, jest tam cała rodzina Weasleyów, Ron prosi Harry'ego, żeby usiadł z nimi. Co ciekawe: kiedy idą do Sali, czują zapach śniadania, ale na miejscu okazuje się, że jedzenia nima. Pojawia się Dumbledore, który pada na kolana i robi ten sam numer, co Minerwa poprzedniego dnia: składa u Wielkiego Kelnera zamówienie na:
- trzy plasterki bekonu albo kiełbaski na łebka (dla pań po dwie),
- talerz owsianki z jabłkiem i cynamonem,
- dwa jajka
- domowe frytki z czosnkiem
- po szklance mleka i soku pomarańczowego
- oraz odpowiednie nakrycia.


Wiecie, z czym mi się to kojarzy? Kapuściński opisywał, jak to Rosjanie wkroczyli do Pińska (gdzie mieszkał jako dziecko) w 1939 i urządzali takie pokazy, żeby "nawrócić" dzieci na ateizm: kazali im najpierw wołać głośno "Boh, Boh, daj pieroh", a potem "Sowiet, sowiet, daj konfiet". Oczywiście Bóg nie dawał pieroga, za to na wezwanie do Sowieta ktoś tam z góry sypał cukierki.

18.19
Harry przypomina sobie, że ma coś do omówienia z Dumbledore'em i biegnie za nim tak szybko, jak tylko mogą unieść go jego małe nóżki.
Bez przesady - autorka opisuje go jak jakiegoś trzylatka; jedenastolatki potrafią już być całkiem nieźle wyrośnięte. No ok, może Harry nie, bo był drobny i chudy, ale mimo wszystko - małe nóżki?
Btw, Dumbledore jest ciekawie ubrany... Ma na sobie mocne, męskie (manly) dżinsy, koszulę w czerwono-niebiesko-białą kratę i kowbojki. Z rozpiętej koszuli wygląda kilka kłaczków - męskich, bardzo męskich... (virile)

Reverend Cowboy Albus, hihihihi

18.29
Harry zwierza się Dumbledore'owi z tego, że widział rano, jak Ron modli się do figurki. Dumbledore wyjaśnia, że on tak nie robi i właściwie to bardzo niechrześcijańskie, ale tu w Hogwarcie uczniowie mają przydzielane Kapelusze, a każdy z nich oznacza inne wyznanie, jednak wszyscy kochają Pana. Po śniadaniu wszyscy nowi uczniowie wybiorą swój Kapelusz. Harry zaczyna smęcić, że jak to, chrześcijaństwo jest podzielone? Co to za podziały? Dumbledore wyjaśnia, że on na przykład jest z Gryffindoru (właściwie: ma kapelusz Gryffindoru) i to oznacza, że wierzy wyłącznie w Biblię; tymczasem Ron jest... no, zgadnijcie!

18.33
Tadaaaaammmm!!!
RON JEST ZE SLYTHERINU. SLYTHERIN CZCI POSĄŻKI!!! Właściwie to prawie że bałwochwalcy, i w ogóle mają jakieś inne dziesięć przykazań, ale kochają Pana i to jest najważniejsze. Gdyż albowiem idą mroczne czasy i chrześcijanie muszą się jednoczyć.

Koniec rozdziału piątego.

19.01
Rozdział nazywa się"Sorting Hats". W oryginale mieliśmy "Sorting Hat" - Tiarę Przydziału, tu zaś będzie Przydział Kapeluszy. Przy czym kapelusze to nie żadne kapelusze, gdzieżby porządny amerykański chłopiec nosił na głowie jakieś takie europejskie burżujstwo. Uczniowie Hogwartu noszą czapeczki baseballowe.
Ron tłumaczy mu w skrócie różnicę między Slytherinem a Gryffindorem: Gryffindor ma tylko Biblię, a Slytherin dodatkowo książkę z radami, jak być dobrym chrześcijaninem (katechizm?) oraz całą radę Ślizgonów, żeby mówili ludziom, co mają robić. Harry marszczy swą niewinną, dziecięcą brew (serio, Harry wszystko ma niewinne i dziecięce) i pyta, po co to wszystko, skoro mają Biblię. Tu Ron gorszy Harry'ego jeszcze bardziej, bo stwierdza, ze mieć tylko Biblię, to jak modlić się tylko do Boga, a oni mają więcej, bo modlą się też do Matki Bożej. Chłopcy przez chwilę roztrząsają, czy Bóg nie znienawidzi Harry'ego za to, że ten nie czci Jego Matki; jednak Harry jest głęboko przekonany, że Bóg nakazał, żeby czcić wyłącznie Jego.
Aż tu wtem! Pojawia się blondyneczka z warkoczykami, we włosach ma kwiaty, a na ubraniu pacyfki i "donkey patches". Hm. Urban dictionary głosi, ze chodzi tu o przedstawienie owłosionej waginy... SERIO???

19.03
A teraz przerwa, wrócę po 21.

22.20
No dobra, to na czym myśmy skończyli? Na blondyneczce-hipisce.
Blondyneczka (Luna Lovegood) je coś, co wygląda na pierwszy rzut oka jak bekon, ale okazuje się czymś warzywnym; Harry stwierdza, że to ble i fuj. Dziewczyna instruuje go arogancko, że nie powinien wybierać Slytherinu, gdyż jest zbyt surowy, raczej Hufflepuff, gdzie i ona się wybiera. Harry chce się dowiedzieć, w co wierzy Hufflepuff: okazuje się, że wybierają sobie z Biblii co im się podoba, np. nie wierzą "w te wszystkie bzdury przeciwko rozwiązłości, piciu i socjalizmowi", za to bardzo lubią "Nie sądźcie, byście nie byli sądzeni". "Jesteśmy naprawdę mili i tolerancyjni... dopóki zgadzasz się z nami!" - oznajmia Luna.

Zastanawiam się, czy Luna została hipiską ze względu na swoje nazwisko, bo tak się autorce kojarzyło...

22.34
No i pojawia się ostatni aktor w tym dramacie, przedstawiciel Ravenclawu... tadam! Przed Wami Draco Malfoy, jak zwykle zadowolony z siebie.
Mówi Harry'emu, żeby nie słuchał Luny, bo jest głupia, chce robić karierę (tfu, tfu, karierę, zgiń, przepadnij!) choć jest kobietą, a kobiety jako takie są głupie.

Boże, takie poglądy przypisać akurat Ravenclawowi, temu domowi mózgowców...

Harry protestuje. Nie dlatego, żeby uważał, ze kobiety powinny robić karierę, ależ skąd, w tym się z Drakusiem zgadza w stu procentach. Jednakowoż, choć łaskawie uznaje, że kobiety wcale nie są głupie, to tak czy siak, kariera nie jest dla nich, gdyż albowiem powinny siedzieć w domu, wychowywać dzieci, bo przy tym najlepiej ujawniają się ich dary. Draco próbuje się kłócić, że kobiety stoją niżej od mężczyzn, lecz w końcu strzela focha i odchodzi.
Poznawszy poglądy wszystkich czterech domów, Harry wskakuje na stół i oznajmia, że podjął decyzję: O, Panie, chcę być Gryfonem!

23.04
Wszyscy się cieszą, kiedy na głowie Harry'ego pojawia się czerwono-żółta baseballowa czapka z wyszytym lwem. Nadbiega Hermiona, żeby go uściskać, ona też jest w Gryffindorze, ale na jej czapce zamiast lwa wyszyty jest kotek.
...czyżby szatańska Helołkicia???!!!

Ron pyta, czy Harry nadal będzie jego przyjacielem, nawet jeśli będą w różnych domach. Ten przytakuje, oczywiście ma cytat na tę okazję (Mt 2, 16-17). Ron podziwia płynącą z czystego serca pobożność Harry'ego, hojność, skromność i niewinną dobroć; przygląda się swemu rodzeństwu w czapkach Slytherinu i zastanawia się, dlaczego żadne z nich nie jest takie jak Harry.

Ron, zdradzę ci straszną tajemnicę: to dlatego, że Ślizgoni, czyli katolicy, nie potępili teorii ewolucji. Z pewnością stąd całe zło!

Hehehe, przyłapałam autorkę na pomyłce: cytat, który podała, pochodzi nie z ewangelii Mateusza, ale Marka.
Mk 2, 16-17
Niektórzy uczeni w Piśmie, spośród faryzeuszów, widząc, że je z grzesznikami i celnikami, mówili do Jego uczniów: «Czemu On je i pije z celnikami i grzesznikami?» Jezus usłyszał to i rzekł do nich: «Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników».

Taaaa, fajnie, że Harry łaskawie i z chrześcijańskiego miłosierdzia ofiarowuje swoją przyjaźń grzesznikowi Ronowi...

23.19
Ktoś coś mówił o Harrym - Mary Sue?
Dumbledore wygłasza przemowę, gratulując uczniom wyboru swoich kapeluszy i wyrażając nadzieję, że wszyscy wybrali mądrze. Harry'emu się to nie podoba - NO BO JAK TO, jak można mówić, że wszyscy są tacy sami, kiedy nie są? Dumbledore sądzi, że dając możliwość wyboru, czyni uczniów szczęśliwszymi - może na krótką metę, ale na długą nie. Jednak Harry nie wyraża na głos swoich wątpliwości, bo wciąż czuje się niepewnie w nowym środowisku; narrator jednak poucza nas, że czasem nowicjusze widzą lepiej od starych wyjadaczy.
Poszczególne domy dostają swoich opiekunów. Hahaha, nie wierzę, opiekunem Gryffindoru jest Snape!!!

Autorka ewidentnie jest snaperką ;) Snape w jej wydaniu jest tajemniczym, wysokim mężczyzną, ubranym stylowo w ciemny garnitur z czerwonym krawatem.
Yyyy... nie wiem jak, nie wiem, po co, ale on też pokazuje kłaki na klacie. Jak w ogóle można pokazać kłaki na klacie, mając na sobie koszulę z krawatem?! (medżik, ok) Autorka opisuje je z wyraźną przyjemnością - mmm, takie ciemne na bladej skórze, przycięte lecz wyraźnie gęste, mmm, mmm. Dobra, autorko, znam już twoje fetysze, wystarczy...


23.41
Snape zabiera Gryfonów do klasy; autorka rozpływa się, jaki to on "starszy, lecz wciąż przystojny" i jak mówi do nich "z godnością, szorstko, lecz przyjaźnie".
Wygłasza mowę o tym, że na świecie są ciemne moce, które nienawidzą chrześcijan - "a kiedy mówię chrześcijan, mam na myśli WAS!".
No tak. Gryffindor (ewangelicy) to jedyni prawdziwi chrześcijanie. Hufflepuff wierzy we wszystko, co podleci i do wszystkiego jest zdolny przypiąć etykietkę "chrześcijańskie". Ravenclaw to ekstremiści i często ich oszołomstwo przypisywane jest wszystkim chrześcijanom. Ale najgorszy jest Slytherin...
"Slytherin będzie udawał, że jest po tej samej stronie, co wy, ponieważ zgadzają się z wami w kilku rzeczach. Ale nie wierzcie im! Nie dajcie się ogłupić! Ich przywódca współpracuje z Voldemortem!!!"



23.53
Harry jest przerażony: jego nowy przyjaciel nie tylko czci boginię, ale ma jakieś konszachty z Voldemortem!
(biedny Ron, ale się po tobie przejechali)
Odzywa się Dean Thomas: A co z Konstytucją? Czy on uznaje Pierwszą Poprawkę? (nie wiadomo, czy pyta o papieża, czy Voldka).
Ach, święta, hamerykańska Pierwsza Poprawka... No oczywiście, ze Voldek i papież jej nie uznają; Voldek do spółki z katolikami chce ją w ogóle znieść i niedługo wszystkie swobody obywatelskie diabli wezmą. Ciekawa logika, wynikałoby z tego, że katolicyzm nie jest religią (no bo skoro chcą zniesienia wolności religijnej).
Harry jest przerażony, lecz gotowy do walki ze złem. A tymczasem ja jestem gotowa do walki z dwoma ostatnimi rozdziałami (byłby jeden, ale akurat dziś! autorka dodała kolejny).

00.06
We wstępie do kolejnego rozdziału autorka radośnie oznajmia, ze poszła na kurs pisarski, gdyż pomiędzy całą nienawiścią ze strony ewolucjonistów, feministek i "Romanists" - eeee, rzymskich katolików? - znalazło się też nieco rzeczowej krytyki.

Harry przyzwyczaja się do szkolnej rutyny. Każdego dnia po śniadaniu są modlitwy; trzy domy modlą się wspólnie, ale Slytherin gdzieś się wymyka, by modlić się osobno. Hufflepuff jest niezadowolony, że Wielebny Dumbledore cytuje za dużo Biblii, a Ravenclaw, że nienawidzi nie grzeszników, a samego grzechu. W szkole uczą tych samych przedmiotów, co w zwykłej (ale na wyższym poziomie), oprócz tego, uczniowie studiują też Biblię i historię chrześcijaństwa.
Ron jada obiady z Harrym i resztą jego paczki (Hermiona i Dean Thomas) i nadziwić się nie może, że traktują go tak miło, choć jest z innego domu.
Podczas obiadu uczniowie dostają pocztę. W kanonicznym Hogwarcie przynosiły ją sowy, a tu...
...
...
...
ANIOŁY!!!

00.25
Uff, ostatni rozdział. Podobno przejrzany przez instruktora kursu pisarskiego. Ano, zobaczymy.
Hagrid zaprasza Harry'ego na herbatkę. Ten bierze ze sobą przyjaciół - Hermionę, Deana Thomasa i Rona. Ron stoi w progu jak cielę i rozmyśla, że Hagrid jest prawdziwym mężem bożym, jak nikt ze Slytherinu.
Kiedy Hagrid idzie po herbatę, dzieciaki zauważają na stole gazetę. Niestety, nie powiedziano, czy to "Prorok Codzienny" - w sumie nazwa pasowałaby i do tej wersji
Gazeta ostrzega, że Voldka widziano w Hogwarcie i przedstawia jego plany: zabronić praktyk religijnych (właściwie - tylko chrześcijańskich, nic nie wiadomo, czy do innych religii Voldek też czuje taką niechęć), zdelegalizować nauczanie domowe, chrześcijan zamykać w więzieniach, a nawet zabijać, jeśli nie przyznają, że Biblia mówi to, co Voldek chce, żeby mówiła. Mówienie "Wesołych świąt" lub przestrzeganie dziesięciu przykazań będzie karane programem reedukacyjnym.

(a policję rozwiążą? skoro "nie kradnij" i "nie zabijaj" przestanie obowiązywać... A, nie, nie rozwiążą, tylko całą skierują przeciw chrześcijanom)

Ronald siedzi w milczeniu przepełnionym poczuciem winy i zastanawia się, czy na pewno wybrał dobry dom.


No i tyle! Koniec! Finito! The End!

P.S. Ostatecznie okazało się, że opko było trollingiem, a przynajmniej tak zinterpretowałam zakończenie. Do Hogwartu przybył sam Voldek - młody, elegancki człowiek w ekologicznym samochodzie. Dumbledore zdemaskował go jako tego, który chce zniszczyć chrześcijaństwo, na co ten zdumiał się bardzo i zapytał, czy chodzi o jego stronę internetową. Okazało się, że założył taką, która miała być "karykaturą wojującego ateisty" - w nadziei, że jak ktoś zobaczy te wszystkie głupoty zebrane razem, pomyśli, że to niemożliwe, oni nie mogą być aż tak głupi! Na dowód, że mówi prawdę, skasował stronę.
Jednakże Dumbledore nie dał się zwieść! Zawołał wszystkich uczniów, którzy padli na kolana, aby krzykiem i modlitwą odpędzić wroga...

"Voldemort sighed wickedly; and he shook his head godlessly; and then he walked away depravedly. But even as the fornicating, drug-addicted Evolutionist disappeared into the distance, the righteous little ones continued to pray. They knew that, if they screamed loud enough, they could change the world."

Koniec (tym razem na zawsze)


4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Wciąż czekam na analizę.

Anonimowy pisze...

Ale pierdolety, podziwiam Kurę za przebrnięcie przez te bzdury.

Anonimowy pisze...

Zastanawiam się jak to działa. Ta cała "religia".
Czy Pan Zastępów darzy łaskami wyłącznie Hogward, czy też każda jedna gospodyni (religijna, oczywiście) może paść na kolana i zamówić gęś z jabłkami? Czemu Minerwa zmywa po obiedzie, skoro ma od tego Wiekuistego? Chyba nie ma limitu cudów, po co się ograniczać?
No i czemu się tak boją Voldemorta? Wystarczyłaby krótka modlitwa, przykładowo "Dobry Panie, wypełnij mu kości płynnym ołowiem, albo ześlij na niego deszcz siarki, albo zostawiam to Twojej inwencji, jaką wykazywałeś przez wieki...A w podzięce przeleję krew mego jedynego dziecka, cieszysz się? Amen"

Rany, ten cały tekst zamiast mnie rozśmieszyć, wywołał niesmak i zażenowanie.
sama jestem raczej agnostyczką, ale w najdzikszych fantazjach nie przyszłoby mi robić z Boga i Aniołów...skrzaty domowe?

LLyann

Igrid pisze...

*wychyla się osłupiała z kącika i patrzy zdezorientowana* ta książka to tak na serio? Serio-serio?
Jeszcze we wczesnej podstawówce będąc, zaczęłam pochłaniać wszystkie tomy Harr'ego, nie powiem, jego przygody bardzo mi się podobały, czasem marzyłam nawet, że może i mój list z Hogwartu gdzieś tam się błąka. Ale zawsze potrafiłam odróżnić RZECZYWISTOŚĆ od MARZEŃ i nie, w wieku lat 16 nie czczę Szatana, nie interesuję się ezoteryką i nie biegam z kawałkiem gałęzi, krzycząc "Avada Kedavra". Jestem za to chrześcijanką i nie odczuwam, by miła lektura sprzed kilku lat próbowała zawładnąć moim umysłem (mroczny śmiech BUAHAHAHA!). Sam pomysł pisania książek dla dzieci o Bogu jest wg. mnie bardzo dobry, ale... tylko nie tak!
(A robienie z Boga służącego, który ma spełniać wszystkie zachcianki jest naprawdę... niesmaczny, o ile nie podchodzi to pod profanację)
Przepraszam, że tak chaotycznie, ale na sam widok czegoś takiego żółć mnie zalewa, pozdrawiam :)