Szukaj na tym blogu

wtorek, 18 marca 2008

Indiana Jones i Skarb Chaldejczyków odc.4

Lady Cecilia Sheppard, żona brytyjskiego konsula, była niską, okrąglutką osóbką o piskliwym głosiku i niepohamowanej energii. Poruszała się z prędkością karabinowej kuli, bezustannie wyrzucając przy tym ze swych drobnych usteczek potok słów: poleceń dla służby, komplementów dla gości oraz własnych przemyśleń na tematy wszelkie. Jej mąż, sir John, był jej przeciwieństwem: duży, spokojny, flegmatyczny mężczyzna, z rzadka zabierający głos w towarzystwie. Sprawiał wrażenie ospałego i trochę nieobecnego duchem, jednak ci, którzy go znali, wiedzieli, że to tylko pozory.
W takim towarzystwie Indiana i Kate zasiedli do kolacji. Jones wbił się w wypożyczony smoking, Kate była widać lepiej przygotowana, gdyż wystąpiła w prostej, lecz eleganckiej kreacji w kolorze głębokiej zieleni. Na odsłonięte ramiona narzuciła przejrzysty szal, w jej uszach i na szyi połyskiwały drobne perełki. W niczym nie przypominała praktycznej i rzeczowej doktor Bertram, trzymającej silną ręką w ryzach całą ekspedycję. Indiana zadumał się na chwilę nad fenomenem wiecznej kobiecości...
Szary koniec stołu okupowali pozostali członkowie ekipy: Billy Escott, Tom Jameson i Derek Price, trzej młodzi, zdolni i ambitni studenci. Wyprawa Kate była ich pierwszą poważną ekspedycją, pierwszym krokiem do sławy, dlatego też z zapałem chłonęli każde słowo, jakie padało z ust bardziej doświadczonych towarzyszy.
Naprzeciwko Kate zasiadł kolejny z gości konsula, hrabia Serge Berezoff, francuski arystokrata rosyjskiego pochodzenia. Postawny blondyn około czterdziestki, o nieco zbyt długich, zaczesanych do tyłu włosach i śmiałym spojrzeniu jasnobłękitnych oczu, od początku zwracał uwagę głównie na Kate, zdając się ignorować pozostałych. Gospodarze postarali się o to, aby zgromadzeni goście byli dobrani pod względem zainteresowań, dlatego też okazało się, że hrabia również jest historykiem - amatorem, znawcą starożytności i zapalonym kolekcjonerem. Wkrótce zatem wywiązała się ożywiona dyskusja na temat ostatnich odkryć oraz obecnej ekspedycji.
- Muszę przyznać, że dla mnie osobiście Palestyna jest miejscem wprost cudownym - perorował hrabia z błyskiem w oku. - To ziemia, gdzie na każdym kroku natykamy się na historię, przesycone nią jest powietrze, a mieszkańcy... wystarczy odrobina wyobraźni, żeby ujrzeć w nich ten lud, który podążał z Egiptu za słupem obłoku. Moja kolekcja wzbogaciła się tu zaiste o wspaniałe okazy. Muszę wyznać, że w chwili obecnej najbardziej interesują mnie starożytni Kananejczycy. Mam na oku przepiękny posążek Astarte...
- Ach, Astarte! – zakrzyknęła lady Cecilia, dosłyszawszy ostatnie słowa. – Jakie to romantyczne! Te obrzędy... kapłanki... pieśni i tańce przy ofiarnym ołtarzu... – jej małe, bystre oczka przybrały wyraz rozmarzenia. – Mam świetny pomysł! Co państwo sądzą o tym, żebyśmy zorganizowali bal maskowy?
Jones i Kate spojrzeli po sobie, nieco zdziwieni nagłym przeskokiem myśli swej gospodyni.
- Tu jest tak nudno - szczebiotała dalej lady Cecilia, - zawsze przyda się nieco rozrywki!
- Nudno? – zdumiał się Jones. – Słyszałem o niedawnych zamieszkach między Żydami i Arabami...
Lady Cecilia zbyła zamieszki jednym niedbałym gestem pulchnej dłoni.
- Mogłabym wystąpić w stroju kapłanki Astarte – kontynuowała z przejęciem. - Czuję, że świetnie by mi pasował. Zdradzę wam tajemnicę – nachyliła się ku gościom. – Tak naprawdę BYŁAM kapłanką Astarte. W poprzednim wcieleniu. Wiecie państwo, przy Via Dolorosa mieszka Zafira, wspaniałe medium, czyta w duszy jak w książce...
- Ee, lady Cecilio – mruknął nieco zakłopotany Jones. – Nie wiem, czy zdaje pani sobie sprawę, że kapłanki Astarte były... auć!
- Były bardzo okrutnymi kobietami – gładko weszła mu w słowo Kate. Czubek jej buta przed momentem celnie ugodził w kostkę Jonesa. – Bardzo. Naprawdę krwiożerczymi. Tymczasem pani, taka łagodna istota...
Twarz lady Cecilii wyrażała najgłębszy zachwyt.
- Ależ oczywiście! – wyszeptała w upojeniu. – Byłam okrutna! Byłam krwiożercza! Składałam mych wrogów w ofierze bóstwom, a potem tańczyłam szalony taniec...
- Hm, kochanie, co powiesz na deser? – interweniował sir John. – Myślę, że nasi goście chętnie spróbują tego wspaniałego ciasta figowego.
Lady Cecilia zgasła. Powracając do swej roli zapobiegliwej gospodyni, zaczęła energicznie pokrzykiwać na służbę.
Hrabia Berezoff wychylił kolejny kieliszek wina i spojrzał Kate głęboko w oczy. Od początku wieczoru zachowywał się wobec niej z mieszaniną słowiańskiej wylewności i galijskiego czaru. Równie skutecznie, co biblijne trąby, kruszyło to mury angielskiej rezerwy. Kate zaczynała się już nawet lekko rumienić...
- A zatem zamierza pani odnaleźć miasta grzechu... – wyszeptał. – Cóż jest w nich tak interesującego dla pięknej kobiety?
- No cóż, możemy się wiele dowiedzieć o życiu mieszkańców, ich religii, obyczajach – odparła Kate, nieco zmieszana. Słowo „grzech” w ustach hrabiego miało jakieś uwodzicielskie brzmienie. – Miasta zniszczone przez wybuch wulkanu mogą kryć wiele cennych informacji...
- I skarbów – powiedział hrabia, świdrując ją wzrokiem. – Choć całe złoto Sodomy nie jest warte jednego pani spojrzenia – dodał szarmancko.
- Ależ hrabio... – słabo zaprotestowała Kate.
- Ach, doktor Bertram, po co pani szuka tych okropnych miejsc? Pani powinna odkrywać ogrody Semiramidy, pałace Kleopatry, a nie ruiny zniszczone przez ogień i siarkę...
Indiana Jones odchrząknął niecierpliwie. Coraz mniej podobał mu się kierunek, jaki przybierała ta rozmowa.
- A czy słyszał pan, hrabio – wtrącił z nonszalancją – o teorii, że to nie wulkan zniszczył Sodomę i Gomorę, lecz potężna, tajemnicza broń, pozostałość po niezwykle starożytnej cywilizacji?
Powiedział pierwszy lepszy idiotyzm, jaki mu przyszedł do głowy – czytał kiedyś o takiej szalonej hipotezie jakiegoś niezbyt poważnego Szwajcara – lecz nie spodziewał się, że hrabia zareaguje tak gwałtownie. Tymczasem ten zerwał się jak ukłuty ostrogą.
- Broń! – parsknął. – Wy, Amerykanie! Tylko broń i marzenia o podboju świata! Światu potrzeba pokoju, a nie waszego podstępnego podżegania!
Jones spoglądał na niego osłupiały.
- Hrabia jest zagorzałym pacyfistą – wyszeptała mu do ucha lady Cecilia. – Działa aktywnie w towarzystwie „Pojednanie”, hojnie wspiera wszelkie pokojowe inicjatywy. Wzmianki o wojnie, broni, rewolucjach bardzo go irytują. To skutek tego, przez co przeszła jego rodzina w 1917... – pokiwała smutno głową.
Hrabia tymczasem uspokoił się nieco.
- Doktorze Jones, proszę wybaczyć mój wybuch – kajał się, przykładając dłoń do serca. – Sam pan rozumie, że obecnie, w wieku takiego niezwykłego postępu, wszyscy cywilizowani ludzie powinni się zjednoczyć w dążeniach do trwałego pokoju. Wy nie doświadczyliście okropieństw ostatniej wojny, lecz nasza biedna, stara Europa... – westchnął ciężko.
Indiana wzruszył ramionami. Akurat on znał wojnę z własnego doświadczenia. Ten słowiańsko – francuski cudak irytował go coraz bardziej. Z samej przekory postanowił jeszcze się z nim podrażnić.
- Zgadzam się z panem, hrabio, jeśli chodzi o pokój na świecie. Skoro jednak mówimy o Sodomie i Gomorze, to przyzna pan sam, że ten biblijny opis ognia z nieba brzmi na tyle sugestywnie, że można się zastanawiać, czy jest tylko wytworem wyobraźni. Poza tym są pewne fragmenty Mahabharaty, starożytnego indyjskiego eposu, które... auć!
- Nie psuj wieczoru, Jones! – syknęła Kate przez zęby. Uśmiechnęła się olśniewająco do hrabiego.
- Doktor Jones lubi fantastyczne teorie – wyjaśniła. - Ja jestem zdecydowanie większą realistką. Ale może zmieńmy temat. Lady Cecilio, co z naszym balem?


Do hotelu wrócili późnym wieczorem. Jones, zmęczony wysłuchiwaniem ciągłego świergotu lady Cecilii i obserwowaniem zalotów Berezoffa do Kate, już miał paść bezwładnie na łóżko, gdy coś w wyglądzie pokoju zwróciło jego uwagę. Biurko. Lekko uchylone szuflady zdradzały, że ktoś przeszukiwał pokój pod jego nieobecność.
Rzucił się do swej walizki, drżącymi rękami otworzył zamek i odetchnął z ulgą. Tabliczki były na miejscu. Spoczywały na dnie, niedbale owinięte w płótno.
Niedbale. On zapakował je z całą starannością. A zatem ktoś tu przyszedł oglądać jego tabliczki. Berło Marduka najwyraźniej miało jeszcze innych amatorów.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Gdyby potrzebny był Ci opis lady Cecili - to służę:
że niska i pulchna, to już masz. Że afektowana i świergotliwa - też.

Brakuje mi trzęsących się loczków ufarbowanych na żółto.
Ale to takie moje reminiscencje z rozmów z profesor H., zwanej popularnie "Wróbelkiem".
Bo czytając opis zachowania lady C., stanął mi przed oczami obraz Wróbelka. Wypisz-wymaluj z całkowitym oderwaniem się od treści prowadzonych rozmów, a nawet (o grozo!) z elementarną wiedzą o faktach.

Anonimowy pisze...

Kocana, w jakimś momencie zorientowałam się, że mam zajrzeć TU a nie TAM. Problem polega na tym, że ja kompletnie, ale to kompletnie nie znam się na fanfikach i jakoś ich nie cxzuję. W dodatku Indianę widziałam wtedy, kiedy wszedł na ekrany, czyli wtedy, kiedy pod moim oknem pasały się dinozaury. A na dodatek nie mam zupełnie pamięci do fabuł. Więc nie mogę się wypowiedzieć.
Cot z opuszczonymi wąsami.

Zojka pisze...

Bardzo interesujący rozwój fabuły, doskonałw, realistyczne dialogi. Wyraźnie widać, że dokładnie wiesz, o czym piszesz. Tylko tak dalej.