Zapadał wieczór i jak zwykle po kolacji zgromadzili się, aby omówić miniony dzień. Milcząca miejscowa kobieta w czarnej chuście posprzątała szybko ze stołu i mężczyźni rozsiedli się wokół, czekając na Kate, która na chwilę poszła do siebie. Studenci rozmawiali i żartowali, zadowoleni z kolejnego, obfitego w znaleziska dnia. Jeszcze nie wiedzieli o niczym. Jones siedział oparty o ścianę, nie włączając się do rozmowy. Po przygodach tego popołudnia czuł się nieco wyczerpany.
Udało im się wrócić na kwaterę chyłkiem, nie wzbudzając szczególnej sensacji. Kate była na niego wściekła i wcale jej się nie dziwił. Zawiódł jej zaufanie. Cóż, tajemnicy nie dało się dłużej utrzymać, był zmuszony powiedzieć jej wszystko o tabliczkach, grobowcu i właściwym celu swoich poszukiwań.
Nazwała go szują, draniem i kombinatorem... prawdę mówiąc, użyła kilku jeszcze bardziej malowniczych określeń. Zastanawiał się, czy młode, angielskie damy uczą się tego w swoich szkołach z internatem. Teraz natomiast, mimo jego protestów, zamierzała podzielić się całą posiadaną wiedzą z resztą ekipy.
- Nie masz prawa narażać ich dla swoich mrzonek, Jones! – warknęła, patrząc na niego złym wzrokiem, gdy jeszcze godzinę temu próbował przekonać ją, żeby wstrzymała się z tymi rewelacjami. – Muszą wiedzieć, w co się pakują. Zapomniałeś, że decyzje podejmujemy razem?
Nie wiedzieć czemu, miał przeczucie, że właśnie te informacje mogą stanowić dla nich niebezpieczeństwo. A tego rodzaju przeczuć nie zwykł lekceważyć.
- Zaufaj mi – poprosił. – Daj mi jeszcze trochę czasu.
- Wolałabym zaufać kobrze – odcięła się natychmiast. – Jeśli masz ochotę ryzykować życiem, proszę bardzo! Ale własnym!
- Cutterdale miał rację – mruknął, spoglądając na nią z ukosa.
- W czym niby? – spytała podejrzliwie.
- Nie ma w tobie ani odrobiny ducha poszukiwacza przygód.
Przez chwilę przyglądała mu się ze zdumieniem, a potem jej twarz ściągnęła się i znieruchomiała, jak maska.
- Nie jestem żadną cholerną poszukiwaczką przygód – powiedziała powoli, z nienaturalnym spokojem. – Jestem naukowcem. Jestem też odpowiedzialna za tę wyprawę i nie będę narażać swoich ludzi dla... jakichś bzdur.
- To nie są bzdury – oburzył się. – Widziałaś zapisy, czytałaś wskazówki! Mamy szansę odkryć coś naprawdę wielkiego! Coś, przy czym zbledną... nasze osiągnięcia do tej pory – w ostatniej chwili ugryzł się w język, nie wypowiadając fatalnego słowa „twoje”.
Spojrzała na niego tak, że podziękował w duchu Opatrzności za to, że zdążył jej wcześniej odebrać rewolwer.
- To mają być wskazówki? – parsknęła. – Wybacz, ale to jakiś koszmarny bełkot. „Gdy na dłoni proroka królowa Ninsi zatańczy”... Równie dobrze mogliby napisać „na święty Nigdy”. To nic nie znaczy! Nic! Nic!
- Nic? – zapytał oszołomiony, zbity z tropu.
- Nic – potwierdziła z satysfakcją. – Znam Bliski Wschód odrobinkę lepiej od ciebie i nigdy nie spotkałam się z imieniem takiej królowej.
- To jeszcze o niczym nie świadczy – mruknął. – Egipską Hatszepsut też próbowano wymazać z zapisów i kronik.
W tym momencie powinna z niego zostać już tylko kupka popiołu na glinianej podłodze, zniósł jednak dzielnie jej spojrzenie.
- Kate – wyszeptał. – Pomyśl. Jesteś naukowcem. Masz przed sobą wspaniałą zagadkę, niezwykłą tajemnicę, coś, co przyniesie ci...
- Fortunę i chwałę? – wykrzywiła się drwiąco.
- Fortunę i chwałę – potwierdził poważnym tonem.
Przyglądała mu się przez chwilę z chłodnym zainteresowaniem, jak jakiemuś dziwnemu okazowi egzotycznego owada. Zmierzch powoli wkradał się w kąty izby, zasnuwając ich twarze, dając poczucie dziwnego zawieszenia w bezczasie. Przez chwilę z racjonalnych, trzeźwo myślących badaczy stali się poszukiwaczami skarbów, szykującymi świętokradczy zamach na tajemnice starożytnego bóstwa.
- Jones, jesteś... jesteś... – Kate urwała, kręcąc głową z niedowierzaniem.
- Fanatykiem? – podsunął, ryzykując krótki uśmieszek.
- To też. A poza tym, jesteś bezczelny. Żądasz ode mnie...
- Proszę. Tylko proszę – poprawił.
- Kusisz.
Uśmiechnął się szeroko, już pewny swego. Znał doskonale to uczucie, gdy fascynacja nową ideą zaczyna przełamywać dotychczasowe zastrzeżenia, gdy rozwiązanie zagadki staje się ważniejsze od wszelkich innych spraw. Obserwował walkę na twarzy Kate Bertram. Wciąż próbowała zachować chłód i obojętność, lecz gdzieś w głębi zaczynał tlić się drobny płomyczek. Teraz należało tylko umiejętnie go rozdmuchać.
Zapalił lampę naftową, ciepły krąg światła objął ich oboje.
- Spójrz tutaj – odwrócił się w stronę stołu, na którym poniewierały się porozrzucane tabliczki. – Ten symbol berła Marduka...
Zadziałało. Uwaga Kate skupiła się na tekstach.
- Berło – mruknęła pod nosem, porządkując je i układając kolejno. Pomacała stół na oślep, szukając kartki i ołówka. – Berło. W zasadzie tak. Ale jeśli połączymy to z tymi znakami... – szybkimi ruchami nakreśliła na kartce skomplikowany układ kresek. – Widzisz to, Jones?
Pokręcił głową. Pismo klinowe... wolał już hieroglify Majów.
- Więc jeśli potraktujemy to jako całość – postukała paznokciem w tabliczkę – o, te dwie grupy obok siebie, to już nie będzie oznaczać po prostu „berła”.
- W takim razie, co? – pochylił się nad zniszczonym blatem.
Ołówek śmigał w jej palcach, nadając sens i porządek pozornemu chaosowi klinowych znaków.
- Mądrość – podniosła głowę, spoglądając na niego z powagą w ciemnych oczach. – Wiedzę. Chyba szukamy prawdziwego skarbu, Jones.
Nawet nie zauważyła, kiedy zaczęła mówić „my”.
Kate wróciła z naręczem papierów, w których rozpoznał tłumaczenie nieszczęsnych tabliczek. Rozłożyła je na stole przed studentami.
- Moi drodzy - uśmiechnęła się lekko. - Myślę, że dziś wieczór poświęcimy całą uwagę doktorowi Jonesowi. Ma dla nas niezwykle ciekawe informacje...
5 komentarzy:
:D
Robi się coraz ciekawiej.
jasza
Good job, My Dear Chicken :)
Uprasza się o kolejny odcinek, tak?
Rosół
Cierpliwości. Gotuje się.
Nie zapomnij o pieprzu :D
Niecierpliwy Rosół
W tym rozdziale najbardziej podobało mi się, w jaki sposób ukazujesz proces metamorfozy stanowiska Kate. Powiedziałabym, że dialogi są u Ciebie częścią narracji, tym cenniejszą, bo żywą, wciągającą. A to niełatwa sztuka.
Prześlij komentarz