Szukaj na tym blogu

poniedziałek, 13 lutego 2017

Demonki raz jeszcze, po trzecim (i ostatnim) sezonie

Jakoś tak się złożyło, że zaczęłam oglądać serial Demony da Vinci, zafascynowałam się do tego stopnia, że zaczęłam pisać fanfik (motywowana głównie chęcią sponiewierania pięknego hrabiego Riario, ale ćśśśś...), po czym w okolicach czwartego odcinka trzeciej serii przerwałam i zostawiłam serial na prawie rok. Fanfik też zdechł (aczkolwiek są nadzieje na reaktywację, ale ćśśśśś...).
Ostatnio jednak przypomniałam sobie o serialu i postanowiłam dokończyć.

W trzeciej serii wszyscy obrywają jak się patrzy


Głównym tematem trzeciej serii jest turecka inwazja na Włochy, rozpoczęta bitwą pod Otranto w 1480 roku i próba zmontowania krucjaty w celu odparcia Turków. To na poziomie politycznym, a na poziomie osobistym - Leoś nadal poszukuje zaginionej Księgi Liści, a właściwie jednej, ocalałej z niej strony, zaś po piętach depcze mu tajemnicza i groźna organizacja zwana Labiryntem, chcąca koniecznie przeciągnąć go na swoją stronę. Trup ściele się gęsto, powiedziałabym, że nawet gęściej niż w poprzednich seriach. I, cholera jasna, widząc kolejną scenę ze znajdowaniem malowniczo upozowanego truposza, miałam ochotę potrząsnąć twórcami filmu - "hej, Hannibal to w sąsiednim studiu, a wy tu kręcicie historię Leonarda da Vinci, do cholery!". Nie zaryzykowałabym twierdzenia, że poziom absurdu przerasta poprzednie serie, bo czy Turcy w czołgach są bardziej absurdalni od Leosia w Ameryce - to niewątpliwie temat na długą dyskusję.

No jakby nie patrzeć, Leoś naprawdę wymyślił czołgi!

Z rzeczy irytujących: nadużywanie puenty w postaci artystycznie upozowanych zwłok, twórcy nadal nie umieją w hierarchię społeczną, wałkowany w kółko motyw zjednoczenia Włoch - miałam się nie irytować na historyczne bzdury, ale to naprawdę nie te czasy - oraz traktowanie Leosia jak jakiegoś bóstwa, które zstąpiło na ziemię, by uratować świat. Oprócz tego załatwianie mnóstwa rzeczy za pomocą wizji i przepowiedni (no tak, bohaterowie nie mogą sobie przekazać informacji przez komórkę, nawet Leoś jeszcze jej nie wymyślił, a przeca jakoś muszą się powiadomić "nie jedź tam, tylko tu, bo musisz się spotkać z pewną osobą..."), a pod koniec robi się już zupełnie opkowo, bo znienacka pojawia się... siostra Leonarda. TAG. O ile pamiętam, jednym z punktów testu na Mary Sue jest "czy twoja postać jest siostrą/kuzynką kanonicznego bohatera"... Czasoprzestrzeń nadal zakrzywia się w tę i wewtę, co objawia się tym, że bohaterowie z dowolnego punktu A do dowolnego punktu B przemieszczają się błyskawicznie. Na przykład, kiedy Zo i Nico podróżują do Transylwanii, by zwerbować Drakulę - ot, wsiedli na konie, ruszyli i już są na miejscu. Aż sobie sprawdziłam - ponad 1600 kilometrów... A także wszelkie rzeczy, które muszą zostać wyprodukowane za pomocą skomplikowanej technologii i w hurtowych ilościach, zjawiają się jak za pstryknięciem palców.

I nagle całe wojsko ma fikuśne zbroje z rzadkiego metalu. Za to hełmów nie, bo nie byłoby widać, jacy są ładni. 


No i motyw, który wkurza mnie niezależnie od filmu, w jakim występuje - "biedny misio co prawda zabił wielu ludzi w bardzo okrutny sposób, ale nie był sobą, więc wybaczymy mu i puścimy wolno". Na szczęście nie wszyscy bohaterowie ten pogląd wyznają. Znaczy ok, rozumiem, że tu się pojawia jakby kwestia niepoczytalności, ale osoby niepoczytalne, które kogoś zabiły, też izoluje się i leczy, póki nie przestaną stanowić zagrożenia, a nie puszcza wolno, bo one przecież nie chciały.

Zostawcie Hannibala, zajmijcie się Leonardem!


Oraz rzecz, która wybitnie mnie wkurzyła... uwaga będzie SPOILER. Jak pisałam, tajemnicza organizacja zwana Labiryntem chce zwerbować Leosia, tak jak wcześniej zwerbowała Riario. Schwytali go i teraz torturują, zakraplając do oczu jakąś substancję, dopóki nie uzna, że "jest z nimi jednością". Trwa to cały odcinek, po czym na koniec, na jakiejś leśnej drodze, widzimy Riario, który oddaje sponiewieranego Leo w ręce Zo i Lukrecji, którzy akurat tamtędy przejeżdżali (z tragarzami). I do końca nie dowiadujemy się, JAK on go właściwie uwolnił. Był świadkiem tortur, sądziłam, że zdecydował się zdradzić Labirynt i zabił pozostałych, ale nie, w kolejnych odcinkach okazuje się, że wszyscy żyją - i nawet nie robią Riario żadnych wyrzutów, że sprzątnął im Leo sprzed nosa. Nikt nic nie wyjaśnia - ot, uwolnił to uwolnił, na uj drążyć temat. Sorry, twórcy, TAK SIĘ NIE ROBI.  (I na was też patrzę, twórcy Sherlocka!)

Hm, wygląda na to, że trzecia seria mnie głównie irytowała - ale przecież mimo wszystko oglądałam ją z uciechą. Wiecie, mimo wszystko lubię tego Leosia, który wiedział zdecydowanie za dużo, nawet jak na geniusza - ale na litość, piętnastowiecznego! - i który był w stanie w każdej chwili zbudować coś z niczego, całkiem jak MacGyver. Natomiast hrabia Riario w dużym stopniu zaspokaja moje potrzeby estetyczne ;) Pominąwszy mistyczne pitolenie o Księdze Liści, Labiryncie i takich tam, mamy tu ciekawie zarysowany wątek tworzenia antytureckiej krucjaty i przekonywania tych wszystkich niezależnych włoskich państewek, aby ruszyły razem. Mamy nową silną postać kobiecą, a jedna ze "starych" też się zdecydowanie rozwija.

Bohater sponiewierany może mieć +100 do zajebistości, bo sponiewieranie w żaden sposób nie ujmuje mu urody. Ofiara ciężkiego pobicia ma kilka malowniczych szram, ale żadnych sińców, czy podbitych oczu.
I oczywiście wszystkie zęby na miejscu :)

Ciekawostka: twórcy musieli zdawać sobie sprawę, że czwartej serii nie będzie, bo o ile dwie pierwsze kończą się dramatycznymi cliffhangerami, trzecia domyka wątki i nie zaczyna nowych (no, może oprócz jednego). 

Mimo wszystko ten serial można zaliczyć raczej do guilty pleasures... Aczkolwiek nie będę ukrywać, że widząc promocję w Empiku, a przy tym mając na koncie kasę za ankiety, nabyłam sobie od razu dwie pierwsze serie, o. 

Oraz jeśli miałabym określić gatunek serialu - to historyczny zdecydowanie nie, kostiumowy też niekoniecznie (jeśli przez to rozumiemy jaką-taką wierność realiom; tu stroje po prostu mają być ładne, ot, Leo popyla w całkiem współczesnej kurtce, której brakuje jedynie zamka błyskawicznego). Więc co? Po prostu fantasy.

Dajcie mi ładnego bohatera w ładnej kurteczce :) 


Swoją drogą, ciekawe, co byłoby w czwartej serii, gdyby powstała - żeby przebić trzy pierwsze Leoś musiałby chyba polecieć w kosmos... 

Brak komentarzy: