Szukaj na tym blogu

sobota, 18 lutego 2017

Belle epoque, czyli szybko, szybko, zanim dotrze do nas, że to bez sensu

Wszyscy piszą o "Belle epoque", napiszę i ja :)

Na temat pierwszego odcinka nowej sztandarowej produkcji TVN-u ukazało się już sporo recenzji, w zdecydowanej większości krytycznych. Ich autorzy zarzucają serialowi wiele rzeczy, między innymi zbytnią czystość i sterylność scenerii, przez co człowiek nie ma wrażenia znalezienia się w rzeczywistych wnętrzach lub na ulicach Krakowa początku wieku, a jedynie wśród dekoracji teatralnych. Rzeczywiście, sceneria wygląda jak w Teatrze Telewizji albo w rekonstrukcjach historycznych z programów Wołoszańskiego. Ale nie o tym chciałam; niechby to był i Teatr Telewizji, mogę zgodzić się na umowność świata przedstawionego, byleby było w nim rzeczywiście co oglądać.
A tu, w pierwszym odcinku przynajmniej - nie bardzo.
Odcinek liczył sobie ok. 40 minut, z czego jakieś co najmniej dziesięć było przeznaczone na ekspozycję, przedstawienie bohaterów itd., w związku z czym sama akcja kryminalna musiała zmieścić się w naprawdę szczupłych ramach czasowych. Głównym bohaterem jest niejaki Jan Edigey-Korycki (Paweł Małaszyński), który po dziesięciu latach nieobecności wraca do rodzinnego Krakowa. Wyjechał niegdyś z miasta, gdyż zabił w pojedynku brata swej narzeczonej (Magdalena Cielecka). Nie wie, że tak naprawdę wcale nie on zabił, a czający się gdzieś za krzakami snajper. Wraca, ponieważ jego matka została w okrutny sposób zamordowana. Oczywiście wiadomo, że będzie chciał tę zagadkę rozwikłać, mimo że właściwie sprawa jest zamknięta, policja ujęła sprawcę, a ten powiesił się w celi. W tym samym dniu, kiedy wraca nasz bohater, w stawie w parku zostaje znaleziona odcięta głowa zamordowanej prostytutki. 
W sumie - zaczyna się nieźle, prawda? 
No właśnie. Wyobraźcie sobie moje zdumienie, kiedy okazało się, że wątek szalejącego po Krakowie seryjnego mordercy kobiet zamknie się w jednym odcinku! Naprawdę, szczęka mi opadła, kiedy to sobie uświadomiłam, przecież taki wątek spokojnie wystarczyłby na cały sezon serialu, można byłoby budować napięcie, zagęszczać atmosferę, itd. itp. A tutaj - piiiibziuuuu, akcja leci na łeb na szyję aż do rozwiązania, które wyskakuje trochę jak diabeł z pudełka. Chociaż, określenie "leci na łeb na szyję" nie jest tu najlepsze, bo sugeruje jakąś dynamikę, a tymczasem polega to raczej na tym, że bohater odwiedza kolejne lokacje, rozmawia z kolejnymi osobami, które grzecznie udzielają mu wszystkich informacji, jakich potrzebuje. Właściwie to wszystko tam wyskakuje jak diabeł z pudełka, i hipotezy, i tropy, zaczynając od podstawowego faktu, że bohater momentalnie powiązał morderstwo swojej matki z morderstwem prostytutki, choć zbieżności wcale nie były oczywiste; morderca co prawda zostawiał swój "podpis", ale w tym jednym przypadku wyglądał on nieco inaczej. 
Ponieważ, jak wspominałam, niewiele jest czasu na rozwiązanie zagadki, więc wyobraźcie sobie takie sceny: bohater idzie do komisarza policji Jelinka (Olaf Lubaszenko) i żąda okazania akt wszystkich śledztw w sprawie niewyjaśnionych morderstw kobiet w ostatnim czasie. Człowiek z ulicy, cywil, nikt uprawniony. A komisarz co? Daje mu te akta, ofkorz. Inna scena: Edigey czyta listy matki, z których wynika jej fascynacja jakimś młodym człowiekiem, a jednocześnie strach przed nim. Mamy podejrzanego! Ustala bez trudu, kim on jest (już nie pamiętam, kto mu tej informacji udziela - własny ojciec?), a potem tenże młody człowiek bez żadnych oporów przyznaje się, że miał z jego matką romans i to bynajmniej nie platoniczny. A Edigey nie daje mu w ryj. 
Inna scenka, przy której przyfejspalmowałam. Otóż nasz bohater, zamiast wrócić do rodzinnego domu (był jakoś tam skonfliktowany z ojcem), instaluje się w hoteliku na godziny, pełnym roznegliżowanych prostytutek. W pewnym momencie barman zagaja do niego, że "ja co prawda jeszcze wtedy tu nie pracowałem, ale koledzy mi opowiadali, jak to pan przychodził tu ze swoją Konstancją" bla bla bla. Znaczy co, mam uwierzyć, że młodzian z dobrego domu przyprowadzał swoją narzeczoną do burdelu i urządzali tam takie balety, że jeszcze po dziesięciu latach ich wspominają? A tu mi czołg jedzie, drodzy scenarzyści. I to wszystko nie w jakimś Paryżu czy Londynie, gdzie można zginąć w tłumie, ale w Krakowie, który na przełomie wieków był grajdołkiem, w którym wszyscy się znali. I to bardzo konserwatywnym grajdołkiem, wystarczy poczytać Boya czy Samozwaniec.
W sumie, to tłumaczy jedną z uwag, jakie padły: "Konstancja wciąż nie wyszła za mąż". No ja myślę, z tak zszarganą reputacją...
Z drugiej strony, z zapowiedzi wynika, że Konstancja i jej przyjaciółka Misia (Weronika Rosati) mają być wyzwolonymi kobietami prowadzącymi bujne życie erotyczne. Hm, no cóż, średnio to widzę, choć może...? Bohema, artystki? Ano, zobaczymy.
A skoro już o baletach mówimy, to serial doskonale pokazuje tę biedacenzurę w polskim filmie - niby ma być odważnie, ale tak żeby można było to puścić przed dwudziestą drugą, w związku z czym widz kwiczy ze śmiechu nad prostytutką, która uprawia seks nie zdejmując przy tym majtek.
(A pamiętacie "Och, Karol 2" i te wszystkie jakże wyuzdane sceny, kiedy to tarzają się po łóżku, wzdychają, jęczą, ale bielizny nie zdejmie ani on, ani ona? No cóż, zapasy to też ciekawy sport, tylko jakby nie na to człowiek się pisał)
Wygląda też na to, że sam serial nie będzie szczególnie oryginalny, i to zamierzenie. Komentujący wskazują zwłaszcza na nawiązania do serialu HBO "Tabu". Nie oglądałam, nie wiem, ale podobno wygląd Małaszyńskiego jest bardzo mocno wzorowany na grającym tam główną rolę Tomie Hardym. Wyłapałam natomiast coś innego, otóż w czołówce pojawia się między innymi scena walki bokserskiej - ha, widzę tu zrzynkę ze Sherlocka z Robertem Downeyem Juniorem. Nie wiem, czy słusznie, ale odnoszę takie wrażenie, że scenarzyści obejrzeli sobie ileś tam popularnych filmów i seriali o XIX-wiecznych śledztwach i odhaczali: o, z tego taka scenka, a z tego taka, to się podobało widzom, więc też musimy wrzucić u siebie... 
Cóż, myślę, że dam serialowi jeszcze szansę, może jeden-dwa odcinki, choć na razie nieszczególnie mnie wciągnął. Ale może się poprawi. 

5 komentarzy:

Kuba Grom pisze...

"morderca co prawda zostawiał swój "podpis", ale w tym jednym przypadku wyglądał on nieco inaczej. " - gdyby był identyczny, to policja połapałaby się pierwsza, a miał się połapać nasz detektyw.

kura z biura pisze...

No właśnie, i dlatego widzę tu interwencję Imperatywu Narracyjnego. Tak jak tenże Imperatyw kazał Weronice pójść tam, gdzie mogła znaleźć się w niebezpieczeństwie (bo serio, po kij od jakiej mietły tam polazła?!)

Anonimowy pisze...

Ha, "Sherlock Holmes" z 2009 to było moje pierwsze i właściwie jedyne skojarzenie po obejrzeniu trailera. :D
W ogóle miałam nadzieję na serial tak zły, że aż dobry, ale z Twojej notki wynika, że to serial tak nudny, że aż usypiający. Chyba nawet nie ma sensu tego odpalać.
A jak tam gra Małaszyńskiego? Drewno, czy coś się zmieniło? :)

Dora

kura z biura pisze...

Drewno obrośnięte mchem... to znaczy brodą.

Anonimowy pisze...

No proszę, a ja czytałam, że w Krakowie działo się, oj działo i to nawet w rodzinach w których można było pożałować rozwiązłego życia. Zasady sobie, a życie sobie. Niejeden mężczyzna wychowywał nie swoje dziecko (w sensie biologiczne). Kobiety traciły cnotę nawet jeśli część z nich później płakała, bo nie mogła znaleźć męża na odpowiednim poziomie. Jakby nie było tego seksu, to nie byłoby dramatycznych historii, których uczepili się pewni pisarze. Tych o kobietach z dobrego domu, ale rozwiązłych, czy porzuconych po współżyciu, po zajściu w ciążę. A przecież bywało, że rodzice sami zachęcali do otwartości względem odpowiednich kandydatów na męża, bo seks z kobietą z dobrego domu - jeśli wyszedł na jaw - powinien się kończyć oświadczynami i ślubem. I zwykle tak się kończył. Wiele małżeństw zaczynało się od seksu, czy nawet od zapłodnienia kobiety. Tak, nawet w tamtych czasach. Jak mężczyzna zapłodnił, to rodzina dziewczyny brała takiego na pogadankę i zwykle się oświadczał. Jak kobieta była w pakiecie z pieniędzmi rodziców, to jednak męża miała nawet jeśli źle o niej mówiono, czy też jej pierwszy partner nie oświadczył się. Bogatą wdowę też chętnie brano i nie patrzono, że nie dziewica. Ale już uboga wdowa miała problem. Poza tym często osoby postronne nie mogły mieć pewności, czy seks na pewno był. Mogła o tym wiedzieć tylko dziewczyna i jej mąż, albo nawet tylko ona. Bywało, że cnotliwość pomagała biedniejszej dziewczynie zapunktować u mężczyzny z bogatszej rodziny, ale plotkować można było zarówno o dziewicy, jak i o kobiecie mającej wielu partnerów. Ocena społeczeństwa nie zawsze jest słuszna.

Serialu nie oglądałam, bo nie miałam czasu. To nawet lepiej, bo ostatnio co nie oglądam, to widzę jakieś wady. Słyszałam tylko od kogoś, że ta bohaterka podobno ma mieć ciągotki homoseksualne. Nie ma wielu takich kobiet, a jeszcze mniej jest biseksualistek, które nie są zazdrosne o swoich mężczyzn. Może z tego powodu bohaterowie w serialu tak ją zapamiętali. Teraz też jak jakąś kobietę ciągnie do innych kobiet, to cała okolica o tym mówi jeszcze długo. O takich romansach chętnie się plotkuje, bo dla ludzi jest to coś innego.